|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 16:05 Temat postu: @mor @mor |
|
|
Tytuł: @mor @mor
Rok produkcji: 2007/2008
Data premiery: 7.12.2007
Reżyseria: notecreo
Gatunek: komedia romantyczna, obyczajowy
Liczba odcinków:???
[link widoczny dla zalogowanych]
Opis postaci
Valeria Pardofigeroa (Angie Cepeda)-energiczna i romantyczna dziewczyna, poruszająca się an wózku inwalidzkim. Uwielbia czytac romantyczne powiesci i kryminaly. Postanowiła znaleźć wymarzonego mężczyznę na internetowym czacie.
Francisco Vallesteros (Reynaldo Gianecchini).- pochodzi z bogatej i szanowanej rodziny, pracuje dorywczo jako model. Jest typem playboya i lekkoducha, ma wprawdzie narzeczona, ale to nie przeszkadza mus się wplątywać w liczne romanse. Dal zabicia czasu podrywa dziewczyny przez internet.
El Chupito- psotny kroliczek miniaturka, przyjaciel Vale.
Vanessa Pardofigeroa (Luz Maria Zetina)- siostra Valerii, zazdrości siostrze sympatii ludzi dookoła i robi wszystko, by jej dopiec.
Felipe Guzman ( Mauricio Ochmann)- - chłopak Vanessy, często daje się jej wykorzystywać, bo nie chce przyznać, ze jego ukochana ma paskudny charakterek.
Cristina Pardofigeroa (Gabriela Spanic)- - starsza siostra Vale, dziennikarka w redakcji kobiecej gazety
Eugenia Pardofigeroa (Chamuca Negrete)-.- matka Vale. Kobieta nadmiernie troskliwa, obdarzona bardzo bujna wyobraźnią. Nie potrafi poradzić sobie z Vanessą.
Don Genaro Pardofigeroa (Gianfranco Brero)-.- ojciec Vale. Mężczyzna spokojny i dobroduszny. Po cichu kibicuje swojej córce i jest zadowolony z tego, ze się usamodzielniła.
Mercurio Lopez (Juan Pablo Shuk)- - najlepszy przyjaciel Valerii, traktuje ją jak siostrę. Nie lubi swojego imienia.
Octavio Vallesteros (Manuel Landeta)- - ojciec Francisco)- mężczyzna przystojny, ze słabością do pięknych kobiet. Przymyka oko na wybryki syna.
Barbara Vallesteros (Yvonne Frayssinet)-.- matka Francisco. Kobieta bardzo zasadnicza i surowa. Jest gorliwa katoliczka zmierzająca w kierunku dewocji.
Patricia San Millan (Grecia Colmenares)- zmysłowa i rozpustna, lubi otaczać się pięknymi przedmiotami
Thomas Torres (Eduardo Santamarina)- wierny przyjaciel Francisco. Uczciwy i spokojny, nie pochwala zachowania Fransisco, ale nieraz mimowolnie staje się jego wspólnikiem.
Sonia Torres (Susana Gonzales)- siostra Edu, potajemnie kocha się w Francisco.
Ana Lucia Castillo (Yadhira Carillo)- narzeczona Fransisco, ma obsesje młodego wyglądu.
Mariana Flores (Coraima Torres)- najbliższa przyjaciółka Any Lucii i namiętna czytelniczka prasy kobiecej
Matilde Perez (Angelica Rivera)- matka Carlita, żyje z konkubentem, który się nad nią znęca.
Carlito Perez (Alejandro Flores).- mały i rezolutny chłopczyk
Marcos Aguirre (Eduardo Rodriguez)- konkubent Matilde, alkoholik i damski bokser.
Nina Dosamantes (Joanna Benedek) - kochanka Francisca z jego letniego domku. Wierzy, ze mężczyzna jest dla niej przepustka do lepszego życia
Ignacio "Nacho" Morales(Roberto Ballesteros) - wlaściciel klubu nocnego
Prudencia Guillen (Lydia Lamaison)- babcia Vale, energiczna i sympatyczna staruszka, przez wnuczki zwana Bunią.
Odcinek pierwszy
"Zostałeś pomyślnie zalogowany"
Czym jest miłość? Platon uważał, iż istoty ludzkie na początku posiadały cztery nogi cztery ręce i dwa serca. Te połączenie sprawiało, ze były bardzo silne i potrafiły stawić czoła wszelkim przeciwnościom, jakie szykował im wrogi świat,. Niestety, Zeus postanowił ich osłabić i porozcinał ich na dwie części. Od tej pory ludzie szukają swoich idealnych połówek, gdyż bez nich ich życie jest niepełne i bezbarwne.
Gdy tylko Ana Lucia zasnęła, Francisco ostrożnie wysunął się z jej objęć. Cichutko włączył komputer i wszedł do sieci, szukając nowych dziewczyn. Jego hobby było podrywanie na czatach. Szukał bezbronnych, nieśmiałych dziewczyn marzących o wielkiej miłości. Dawał im obietnice wszystkiego, czego pragnęły, po czym wykorzystywał i porzucał. Jego narzeczona nie miała o niczym pojęcia. Przystojny, bogaty mężczyzna wydawał jej się ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety i idealnym kandydatem na męża. Owo ucieleśnienie marzeń właśnie wyszukało na czacie swa kolejna zdobycz i wcisnęło priva przy nicku muytrista (bardzosmutna).
Valeria powoli traciła już nadzieję na znalezienie mężczyzny swojego życia. No bo który sprawny facet zechciałby ja, kalekę na wózku inwalidzkim. W klubie dla niepełnosprawnych nie spotkała niestety nikogo interesującego; wprawdzie już pierwszego dnia otrzymała propozycję małżeństwa od jakiegoś człowieka, który próbował ja przekonać bardzo racjonalnymi argumentami (wyciąg z konta i drogi samochód), jednak nie o tym marzyła. Pragnęła motyli w brzuchu, przyspieszonego bicia serca, skradzionych pocałunków, namiętnych szeptów- tego wszystkiego, co przeżywały bohaterki romansów, które czytała pasjami. Ostatnio znalazła w gazecie artykuł o miłości przez internet i pomyślała, ze to może być dla niej jedyna szansa. Zainstalowała wiec sieć, zalogowała się na czacie i z bijącym sercem czekała na jakieś wiadomości. Nagle na jej ekranie pojawił się komunikat : Francisco79 zaprasza cię do prywatnego pokoju? Czy przyjmiesz zaproszenie? Nie namyślając się długo kliknęła na Tak.
Pani Eugenia nerwowo krążyła po salonie, raz po raz przeczesując włosy palcami. W końcu usiadła przed telewizorem i zaczęła nerwowo skakać po kanałach.
-Cos ty taka niespokojna? – spytał w końcu jej mąż znad gazety.
-Martwię się o Vale.
-O co znowu tym razem?
-Wiesz, co wpadło twojej córce do głowy? Założyła sobie internet. Wyobrażasz to sobie?
-No i bardzo dobrze. Otworzy się na świat i pozna nowych ludzi – odparł spokojnie mężczyzna, próbując wrócić do przerwanej lektury. Na próżno.
-Tak, ty byś ja najchętniej rzucił w paszczę lwa. Pewnie pozna jakiegoś zboczeńca albo pedofila.
-Na pedofili jest trochę za stara.– zauważył don Genaro.
-Nieważne. Tam, w tym internecie, są sami odszczepieńcy. Oglądałam ostatnio taki program o kanibalu, co znalazł kobietę w internecie, a potem ja zjadł. O Boże, musze natychmiast ja ostrzec! Gdzie ja położyłam telefon? O jest! A nie, to pilot. Czemu tak siedzisz, pomóż mi, każda sekunda jest cenna!
-Uspokój się Jenny – poprosił mąż. – Nasza córka jest dorosła i sama potrafi o siebie zadbać,. Nie możesz nią dyrygować.
-Wychodzę – Do pokoju wkroczyła Vanessa w bardzo krótkiej i błyszczącej sukience. – Nie czekajcie na mnie z kolacją.
-Twoją siostrę może zjeść jakiś zboczeniec, a ty tak sobie wychodzisz? Nie masz serca – powiedziała z wyrzutem matka.
-Mówisz o Vale? Każdy zboczeniec ucieknie, jak tylko ja zobaczy – zakpiła dziewczyna.
-Licz się ze słowami – wtrącił się ojciec. – Nie tak cię wychowaliśmy.
-Sama się wychowałam. Dla was ważna była tylko Valeria- kaleka. „Jaka ona odważna i dzielna, jak szybko jeździ na swoim wózku” – przedrzeźniała matkę.
-Przestań! – uciszył ja don Genaro.
-Nie masz prawa mnie pouczać! – zaprotestowała Vanessa. – Żegnam!
Wychodząc trzasnęła drzwiami tak mocno, aż obrazki na ścianie się zatrzęsły.
-Czy ona się kiedyś wyleczy z tej chorobliwej zazdrości? – zapytał retorycznie mężczyzna. – Sama się przez to niszczy.
-Ja już nie mam do niej zdrowia –- westchnęła Eugenia. – Trzeba się modlić do Najświętszej Panienki, żeby wybiła jej te głupie myśli z głowy.
----------------------------
Odcinek drugi
"Ciągle tylko ta Vale"
W pełnym ludzi centrum handlowym Felipe Guzman czekał na swoją dziewczynę. Już z daleka dostrzegł, że była podminowana. Usta miała wąsko zaciśnięte, a pomiędzy brwiami utworzyła się jej pionowa zmarszczka. Podeszła do niego i prawie z gniewem wycisnęła na jego ustach szybki pocałunek.
-Chodźmy! – zakomenderowała i pociągnęła go za rękę.
-Czekaj – zatrzymał ja chłopak. – Co się stało?
-Nie twoja sprawa – odburknęła niegrzecznie Vanessa.
-Aha – domyślił się Felipe. – Znowu poszło o Vale?
-Boże, nic tylko Vale i Vale, wszyscy tylko o niej gadają. Odechciało mi się już tego kina, idź sobie sam.
-Dlaczego tak się zachowujesz?
-Bo tak mi się podoba i już! – dziewczyna okręciła się na pięcie i odeszła. Felipe nawet nie próbował jej gonić. Nie pierwszy raz odstawiała takie widowisko. W głębi duszy wciąż miał nadzieję, e kiedyś się zmieni i będą mogli być jak inne, szczęśliwe i wesołe pary. Gdyby tylko Vanessa dala sobie spokój z tą bezpodstawną zazdrością. Nagle przypomniał sobie o rozpoczynającym się właśnie seansie filmowym i podążył w stronę multipleksu.
Francisco był w swoim żywiole. Dziewczyna okazała się bardzo miłą osobą i wbrew nickowi, wcale nie wydawała się smutna. Radość i energia, które z niej emanowały, były tak zaraźliwe, że nieświadomie uśmiechał się szeroko przez cały czas ich internetowej pogawędki. Była taka słodka i niewinna, a przy tym niezwykle naturalna. Przypominała mu pierwszą miłość z czasów licealnych.
Francisco79- Jakie są twoje włosy?
Muytrista- Długie, brązowe i kręcą się jak sprężynki.
Francisco79- W takim razie są tak samo zakręcone, jak ich właścicielka .
Muytrista- Przestań, przecież jestem bardzo stateczną starą panną
Francisco79- Skoro tak, to na pewno masz kota.
Muytrista- Kota się jeszcze nie dorobiłam, na razie mam tylko króliczka
Francisco79- Z królikiem to nie to samo
Muytrista- Dobrze, ze Chupito tego nie słyszał, bo miałbyś przechlapane.
Francisco79- A co to Chupito?
Muytrista- Nie co tylko kto. To właśnie mój długouchy przyjaciel .
Ana Lucia przewróciła się na drugi bok i półprzytomnie spojrzała na mężczyznę.
-Co robisz kochanie?
Francisco szybko pożegnał się z Vale i wyłączył komputer.
-Nie mogłem zasnąć i oglądałem filmiki na Youtubie.
-Pewnie jakieś nastoletnie porno gwiazdki – zdenerwowała się Ana.
-No co ty. Po co miałbym oglądać takie rzeczy, skoro mam ciebie?
-Dobrze wiem, że nie mam już osiemnastu lat – zaczęła narzekać kobieta. – Lada dzień pojawią się pierwsze zmarszczki i cellulit. Nie wiem, czy lepiej najpierw zrobić odsysanie tłuszczu, czy lifting?
-Znowu to samo – westchnął Francisco i przewrócił oczami. – Ile razy mam ci powtarzać, że jesteś piękna i nie potrzebujesz żadnych poprawek.
-Mówisz tak, żeby mi nie robić przykrości – nie dawała za wygraną Ana Lucia.
-Wiesz co, lepiej chodźmy spać, bo ta rozmowa do niczego nie prowadzi – mężczyzna położył się i odwrócił od narzeczonej plecami.
-Szkoda, że tak szybko poszedł. – powiedziała Vale do króliczka, który siedział na jej kolanach i wcinał listek sałaty. – Dawno nie rozmawiałam z tak miłym facetem, nie licząc oczywiście ciebie i Freddy’ego. No ale sam rozumiesz, że to co innego.
Rozległ się dzwonek telefonu i zwierzątko zastrzygło uszami.
-Któż to dzwoni o tej porze? – zdziwiła się Valeria i podniosła słuchawkę.
-Vale, dziecko, żyjesz? – usłyszała zdenerwowany głos matki.
-Tak, mamo. Skąd ci przyszło do głowy, że mogłabym nie żyć?
-Cris mi powiedziała, że zainstalowałaś internet.
-I? – nadal nie rozumiała dziewczyna.
-No wiesz, wołałam się upewnić, ze nie zadajesz się z jakimś zboczeńcem – tłumaczyła się pani Eugenia.
-Mamo – roześmiała się Vale. – Jestem dorosła i potrafię sama o siebie zadbać. A w internecie nie spotyka się wyłącznie degeneratów.
-Mówisz tak, bo jesteś młoda i nie wiesz, jakie jest życie. Ale nie martw się, mama jest niedaleko i trzyma rękę na pulsie. Nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził moja córeczkę.
-Dziękuję, za troskę, ale sama dam sobie radę. Dobranoc mamusiu.
-Kocham cię Vale. Jakby cos, to dzwoń.
-Buziaki dla taty. – Valeria odłożyła słuchawkę i westchnęła znacząco. Chupito w odpowiedzi poruszył noskiem.
----------------------------------
Odcinek trzeci
"Tak się nie traktuje dziewczyn"
Autobus komunikacji miejskiej. Tłok, brak powietrza i ciekawskie spojrzenia ludzi. Valeria bardzo tego nie lubiła. Zawsze wydawało jej się, że współpasażerowie patrzą się na nią z litością i niechęcią. Ten metalowy wózek stanowił nieprzekraczalną barierę, mur, który dzielił ich światy. Z ulga wysiadła (na szczęście kilka lat temu pojawiły się niskopodłogowe pojazdy) i podjechała kawałek do domu rodziców. Ledwo sięgnęła ręką w kierunku dzwonka, gdy z mieszkania jak bomba wyskoczyła pani Eugenia.
-Vale, kochanie, jak milo cię widzieć całą i zdrową – obsypała córkę pocałunkami.
-Przyznaj się, stałaś cały czas w oknie? – Valeria usiłowała zetrzeć z policzka ślady szminki.
-Mówiłem jej, żeby się czymś zajęła, ale twoja mama jest uparta jak osio –- z pokoju rozległ się żartobliwy glos ojca.
-Sam jesteś osioł – odgryzła się matka. – Jaka ty jesteś chudziutka! – spojrzała z troską na Vale.- To internet wysysa z ciebie wszystkie soki.
Dziewczyna wjechała do domu i przywitała się z Don Genaro.
-Gdzie siostry? – zapytała.
-Vanessa wyszła gdzieś rano, a Cristina powinna lada moment być. Pół godziny temu skończyła pracę – odparł tata, głaszcząc córkę po głowie.
-No właśnie, dlaczego jej jeszcze nie ma? Może coś się stało? – zaniepokoiła się nagle pani Eugenia. – Lepiej zadzwonię do redakcji.
-Jenny, nie rób jej wstydu przy kolegach. Pamiętasz, jaka była zła, gdy ostatnim razem zadzwoniłaś do naczelnego?
-Naprawdę to zrobiła? – niedowierzała Vale.
-Was to może nic nie obchodzi, ale ja martwię się o moje dzieci. – żachnęła się kobieta i z wyrazem boleści na twarzy położyła dłoń na pulchnej piersi. – Serce mi pęka, gdy myślę, że którejś z moich księżniczek mogłoby się cos stać.
-Dobrze, że jest nas tylko trzy – roześmiała się Cris, która niepostrzeżenie weszła do salonu. – Mmm, ale aromaty! Możemy już siadać do stołu, bo jestem cholernie głodna.
-Cristino Pardofigeroa! – zrugała ją matka. -Cóż to za rynsztokowe słownictwo? Dajesz zły przykład siostrze. Poza tym najpierw powinnaś umyć ręce – na świecie roi się od zarazków.
Thomas Torres siedział właśnie zawalony papierkowa robota. Szef jak zawsze zrzucił na niego odpowiedzialność za powodzenie projektu, przez co szykowały się kolejne nadgodziny. Sonia pewnie będzie zła, bo obiecał jej, że ten weekend spędzą razem. Po śmierci rodziców jego siostra zerwała kontakty ze znajomymi i to zadaniem Thomasa było pilnować, aby nie zarosła pajęczynami, zamknięta w swoim pokoju. Rozległo się pukanie do drzwi i wszedł Francisco.
-Cześć – przywitał go niechętnie mężczyzna.
-Co ty taki naburmuszony? – spytał Francisco.
-Twój ojciec znów kazał mi zostać po godzinach. Sonia się wścieknie i wcale się jej nie dziwię.
-Nic na to nie poradzę – odparł Franco. – Wiesz, poznałem wczoraj świetną dziewczynę w sieci.
-Co ty nie powiesz.? Która to już, bo straciłem rachubę?
-Musisz być taki złośliwy? To naprawdę miła i inteligentna osoba.
- Jeśli będzie równie dobra w łóżku, to może spotkasz się z nią trzy razy – stwierdził Thomas. –Nie podoba mi się sposób, w jaki traktujesz te kobiety. Bawisz się nimi, robisz im nadzieje, a potem porzucasz. To niehumanitarne.
-Odezwał się święty Tomasz – zakpił niezadowolony Francisco. – Ja im daje iluzje szczęścia, a one mi chwile cielesnej przyjemności, wiec wszystko jest ok.
-Mam dużo pracy, może pogadamy kiedy indziej? – zaproponował Thomas.
-Nie będę ci już przeszkadzał. Pozdrów siostrę – rzucił na odchodne Franco i wyszedł obrażony.
-Vale, nałożę ci jeszcze kurczaka – zdecydowała pani Eugenia. – Tak mało dziś zjadłaś.
-Mamo, zaraz pęknę – wymamrotała najedzona dziewczyna.
-To początki anoreksji – stwierdziła matka i niezrażona zaczęła nakładać na talerz córki dokładkę.
-Nałóż lepiej mi, mamo – zaoferowała się Cristina, pożerając oczami smakowite kawałki mięsa. – Nic nie może się równać z twoim kurczaczkiem.
Pani Eugenia pokraśniała z dumy i zamieniła córkom talerze.
Valeria spojrzała z wdzięcznością na Cris, a ta mrugnęła do niej porozumiewawczo.
-Jak tam twoje internetowe podboje?
-Na razie poznałam jednego chłopaka.
-Składał ci jakieś dwuznaczne propozycje? – zaczęła się dopytywać matka.
- Nie składał – uspokoiła ja Valeria. – Jest bardzo inteligentny i świetnie się z nim rozmawia.
-Tacy to zawsze na początku są mili, a potem trach i ukręcają głowę – dogadywała Eugenia.
-Jenny! – zwrócił jej uwagę don Genaro. – Bo nie pozwolę ci oglądać więcej programów kryminalnych.
Nagle do pokoju weszła Vanessa i popatrzyła z pogardą na siedzącą przy stole rodzinę.
-----------------
Odcinek czwarty
Magicny kwiatusek
-Cóż za wzruszający rodzinny obrazek. Tak słodki, ze aż mnie mdli – powiedziała Vanessa wydymając wargi. – Widzę, że świetnie się bawicie beze mnie.
-Nie wiedzieliśmy, kiedy wrócisz – tłumaczyła się pani Eugenia.
-No i dobrze. Nie będę się przed nikim opowiadać. Zresztą i tak nie chciałabym brać udziału w tej szopce. Kaleka, nimfomanka, pantofel i histeryczka – też mi doborowe towarzystwo.
-Vanesso! – skarcił ja ojciec.
-Tato, daj spokój. Nie ma sensu z nią dyskutować –- powstrzymała go Valeria.
- Moja niedorozwinięta siostrzyczka jak zawsze próbuje wszystkich ustawiać – Vanessa podeszła do stołu i wzięła z talerza Cristiny kawałek kurczaka. Ugryzła, skrzywiła się z niesmakiem i odłożyła z obrzydzeniem. – Ten kurczak jest niedopieczony. Wolę już zjeść cos w fastfoodzie. Ciao.
Po wyjściu Nessie przy stole zapanowała cisza. Dziewczyna skutecznie zepsuła wszystkim nastrój. Przesadą nie byłoby nawet stwierdzenie, iż była ona specjalistką w tej dziedzinie. Pani Eugenia patrzyła w swój talerz ze zbolałą miną.
-Nie przejmuj się mamuś – Valeria otoczyła ja ramieniem. – Przechodzi teraz głupi okres, ale kiedyś jej to minie. Vanessa nie jest zła, tylko trochę się pogubiła.
-Obyś miała nadzieje, córeczko – westchnęła matka.- Ja nie mam siły do tej dziewczyny.
-Może pooglądamy telewizję –- zmieniła temat Cristina. – Dziś miała lecieć jakaś komedia romantyczna.
-Ta z Meg Ryan? – spytała Vale.
-Chyba tak – Cris wzięła pilota i włączyła telewizor, który stal na honorowym miejscu w salonie.
-Żebym tylko nie przegapiła mojej telenoweli – zastrzegła pani Eugenia.
-Przecież masz ustawiony budzik na tę godzinę – przypomniał jej mąż.
-A rzeczywiście – zreflektowała się kobieta. – W takim razie możemy obejrzeć ten film.- zgodziła się łaskawie, dyskretnie sprawdzając, czy bateria w budziku aby na pewno się nie wyczerpała.
Matilde Perez siedziała przy stole, zastanawiając się nad wyborem szkoły dla swojego synka. Nie chciała go posyłać do okolicznej podstawówki, z której dzieci wynosiły najczęściej umiejętności rodem z filmów kryminalnych. Takie były minusy mieszkania w dzielnicy slumsów. Musiało istnieć jakieś wyjście, które wyrwie jej Carlita z tego kręgu nędzy i przegranego życia. Rozmyślania przerwał jej Marcos, który wrócił z pracy, tradycyjnie po kilku piwach. Kobieta zerwała się z krzesła i bez słowa postawiła przed mężczyzną talerz z zupą. Wzrok dobrze zbudowanego bruneta padł na leżące na stole papiery, których nie zdążyła sprzątnąć.
-In-for-ma-tor e-du- zaczął dukać.- Co to jest?
-Informator edukacyjny – odparła nieśmiało Matilde.
-A po co ci to?
-Szukam szkoły dla Carlita.
-Czego tu szukać? Przecież dwie ulice dalej jest buda.
-Tam się uczy margines. Nie chcę, żeby mój syn miał kontakt z takimi ludźmi.
-A co, szczeniak z cukru jest? Nic mu się nie stanie.
-Zawsze marzyłam, że zdobędzie wyższe wykształcenie i będzie miał lepsze życie, niż my.
-Ta, od razu hrabia zostanie – Marcos beknął głośno.- Źle wam? Macie jedzenie, ciuchy i dach nad głową. Co mu może dać ta szkoła? Ja nigdy się nie uczyłem i wyrosłem na prawdziwego faceta. Nie dam ani grosza na takie fanaberie.
-Zarobię na jego szkołę – Matilde spojrzała na konkubenta błagalnie.
-Nigdzie nie będziesz pracować. Masz siedzieć w domu i koniec. Zresztą i tak nic nie potrafisz.
W oczach kobiety pojawiły się łzy.
-Nie rób takich oczu, bo mnie denerwujesz. Każdy musi znać swoje miejsce. I lepiej nie nabijaj bachorowi głowy mrzonkami, bo pożałujesz.
Matilde wyszła na podwórko, by ochłonąć i po chwili jej spódnicy uczepił się bohater całego sporu, czarnooki i czarnowłosy chłopczyk o zawadiackim uśmiechu.
-Zamknij ocy – poprosił i wyciągnął z kieszeni mocno wygnieciony kwiatuszek. – Pats, jaki piękny kwiatusek znalazłem. On jest magicny i spełnia wsystkie zycenia.
-Dziękuję kochanie – kobieta przytuliła mocno synka i obiecała sobie w duchu, że nie powoli Marcosowi zniweczyć jej planów.
-------------------------------
Odcinek piąty
Karaoke dla królika
W mieszkaniu panowała ciemność. Thomas włączył światło i skierował się do pokoju siostry. Dziewczyna siedziała na łóżku i kołysała się w przód i w tył.
-Soniu, wybacz mi – mężczyzna pogłaskał ją po głowie.
-Znowu mnie oszukałeś.
-To nie moja wina. Pan Octavio kazał mi zostać po godzinach.
-Nienawidzę go! – krzyknęła dziewczyna.
-Ja tez za nim nie przepadam, ale gdyby nie ta praca, nie mielibyśmy za co żyć – tłumaczył Thomas.
Sonia spojrzała na niego przepraszająco.
-Rozumiem. Ale przez niego czuje się tak samotna.
-Gdybyś tylko wyszła z domu...
-Wiesz, że tego nie zrobię – przerwała mu dziewczyna.
-Nie możesz przez cale życie unikać ludzi.
-Ludzie są mi niepotrzebni. Wystarczysz mi ty i Francisco. Może zaprosisz go do nas?
-Skoro ma ci to poprawić humor, to jeszcze dziś do niego zadzwonię – obiecał Tommy.
-Kocham cię, braciszku – twarz Sonii rozjaśniła się i zagościł na niej dawno nie widziany uśmiech.
Komedia romantyczna dobiegała końca. Valeria ukradkiem ocierała łzy. Tak bardzo chciała, żeby również jej udziałem stała się w przyszłości podobna miłosna historia. I tak wzruszający happy end. Cristina spojrzała na nią ukradkiem i dala jej kuksańca.
-Nie łam się mała, tez kiedyś spotkasz swojego księcia.
Vale parsknęła śmiechem.
-Prędzej Shreka.
-Nie bądź taka wybredna, Shrek tez jest przystojny na swój sposób – popatrzyła na zegarek. – No ale na mnie już czas. Mam jeszcze trochę papierkowej roboty. Jedziesz ze mną? – zwróciła się do siostry.
-Wrócę autobusem.
-Nie ma mowy. Nie będziesz wracać sama wieczorem.
-Tak tak, Cristina ma rację – wtrąciła się matka. – Na ulicach czyha wiele niebezpieczeństw.
Pani Eugenia pożegnała się szybko z córkami, bo usłyszała dzwoniący ostrzegawczo budzik, a bardzo była ciekawa, czy Lucia jest matka Conchity i co na to Eduardo.
Ledwo Valeria wjechała do domu, a rozdzwonił się telefon. „To pewnie mama” – pomyślała.
-Tak, mamo, wróciłam cala i zdrowa – uprzedziła jej pytanie.
-O, to bardzo się cieszę córeczko, a już miałam dzwonić po policję – usłyszała w słuchawce Mercuria, który nieudolnie naśladował glos pani Eugenii.
-Hej Freddy, myślałam, że to mama – roześmiała się dziewczyna.
-Jak chcesz, mogę ja poudawać. Co tam u ciebie kurczaku?
-Wszystko w porządku. Wpadniesz jutro na gotowanie? – zaproponowała Vale.
-A co będziemy pichcić? – spytał mlaszcząc Freddy.
-Danie, którego nazwy nie potrafię wymówić. Brzmi trochę jak jakieś zaklęcie.
-Mam nadzieje, że nie będzie na mnie patrzyło, jak ostatnim razem? – wyraził swe obawy mężczyzna.
-Tym razem nie będziesz miał tak głębokiego kontaktu z pożywieniem.
-Ufff. A jak tam twój flirt internetowy. Zawróciłaś już komuś w głowie? – dopytywał się przyjaciel.
-Poznałam pewnego mężczyznę, ale nie chce zapeszać.
-Dobra, dobra, przyjadę jutro i wyznasz mi wszystko, jak na spowiedzi. Pa, kurczaku.
-Buzi Freddy.
Dziewczyna odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się. Ona i Freddy, papużki-nierozłączki. Pewnego dnia pojawił się tak po prostu i przywrócił jej wiarę w życie. Nie potrafiła sobie wyobrazić, kim byłaby dziś, gdyby nie on. Spojrzała w kierunku klatki. Oczywiście, Chupito kolejny raz wybrał się w samotna eskapadę. Znalazła go na fotelu, gdy o mało na niego nie siadła.
-Ty mały samobójco – pogłaskała go pieszczotliwie.
Włączyła komputer, zalogowała się na czat. Serce zabiło jej mocniej – on już tam był. „Będę twarda, poczekam, aż sam się odezwie” – pomyślała.
Po chwili na ekranie pojawiła się ikonka, sygnalizująca, iż Francisco79 zaprasza ja na priv.
Francisco79: Witaj dziewczynko ze sprężynkami . Przygotowałem dla ciebie pewną grę. Psychologiczną. Czy jesteś gotowa podjąć wyzwanie?
Muytrista: Tak
Francisco79: Zatem zaczynamy. Zamknij oczy i wyobraź sobie jakieś pomieszczenie.
Muytrista: Jak mam czytać to, co do mnie piszesz z zamkniętymi oczami?
Francisco79:Nie pomyślałem o tym <zawstydzony>. Cała moja gra na nic
Muytrista: <głaszcze> Nic się nie stało, możemy sobie pośpiewać
Francisco79: Na czacie?
Muytrista: Śpiewałeś kiedyś na czacie?
Francisco79: No nie.
Muytrista: Najwyższy czas to zmienić. W razie czego poprosimy Chupito o pomoc.
Króliczek przyzwalająco kiwnął główką.
---------------------------
Odcinek szósty
"Pomóż pomidorowi przetrwać zimę"
Valeria dokonywała właśnie nerwowego przeglądu lodówki, gdy usłyszała dzwonek. Z torebka szpinaku w zębach podjechała do drzwi.
-Czeszcz.- zasepleniła.
-Wyglądasz zupełnie jak Chupito.- roześmiał się Mercurio.
-Robiłam porządki w lodowce. Znalazłam tam pomidora, który rozpoczął swoje drugie życie..
-Nie mów, że go wyrzuciłaś? Miałabyś kolejne zwierzątko.
-Chupe nie lubi konkurencji.- spojrzała z czułością na króliczka.- chyba będziemy się musieli wybrać na zakupy, bo brakuje mi kilku składników do potrawy o niewymawialnej nazwie.
-I trafimy na hordy ludzi w supermarketach.
-No tak.- Vale palnęła się w głowę.- Zapomniałam, ze za tydzień święta. Nie mam jeszcze żadnych prezentów.
-Spokojnie, zdążysz. Trzeba tylko do tego taktycznie podejść.- poradził jej Freddy.
-Rozrysujesz mi to?
-Jak zawsze. A może zrobimy na razie cos ze składników, które masz w lodowce, oczywiście tych świeżych? W razie czego nakarmimy tym pomidora, którego trzymasz w śmietniku.
-Szykuje się akcja „Pomóż pomidorowi przetrwać zimę”- mruknęła Valeria, podając przyjacielowi fartuszek w kotki.
Francisco wybrał się na romantyczna kolacje z Aną Lucią. Zdążył się zmęczyć już w trakcie półtoragodzinnego oczekiwania na narzeczona. Z uporem maniaka co chwile zmieniała koncepcje odnośnie fryzury, makijażu i stroju, wciąż zmuszając go do czynnego udziału w tych przebierankach. Po pewnym czasie sukienki kobiety zaczęły mu się dwoić i troić w oczach. Nawet przy stoliku Ana co chwila wyciągała lusterko i poprawiała wyimaginowane skazy makijażu.
-Ta szminka jest beznadziejna. Osadza mi się na zębach i nadaje cerze niezdrowy odcień.- kobieta nie przestawała paplać. Wzięła kartę dań i zapałem przystąpiła do jej studiowania.
-Czy oni powariowali? Przecież te dania to istna bomba kaloryczna. W mojej najnowszej diecie nie mogę łączyć produktów z wysokim indeksem glikemicznym.
-Mogłabyś raz odpuścić.- odezwał się Francisco, z trudem powstrzymując się, żeby nie walnąć pięścią w stół.
-Łatwo ci mówić. Piec minut w ustach i cale życie w biodrach. – prychnęła Ana.
„Wolałbym, żebyś miała nawet 20 centymetrów więcej, jeśli w zamian nauczyłabyś się uśmiechać”.- pomyślał mężczyzna.
Z kuchni dochodziły dość niepokojące odgłosy i Vale postanowiła sprawdzić, co wyprawia jej przyjaciel. Złe przeczucia okazały się uzasadnione – sięgając po makaron potrącił słoik z cukrem, którego zawartość rozsypała się po podłodze, tworząc dość nieoczekiwane wzroki.
-Freddy!.- dziewczyna załamała ręce.
Mężczyzna spojrzał na nią niewinnym oczami.
-Nie udawaj, ze to nie ty. Nie można cię na chwile samego zostawić.- pogroziła mu placem.
-Wiesz, ze mam trochę za długie ręce i o wszystko zaczepiam.- tłumaczył się Mercurio.
-No już dobrze, dobrze. Lepiej sama ugotuję ten makaron.
-I opowiesz mi o tym chłopaku. – Freddy usiadł na zydelku.
-Co ja mogę opowiedzieć.- zawstydziła się Vale.- Znamy się od dwóch tygodni, rozmawiamy ze sobą codziennie. Jest bardzo inteligentny i ma poczucie humoru.
-Jak ma na imię? Ile ma lat? Gdzie pracuje?- zasypał ja pytaniami przyjaciel.
-Widzę, ze wczułeś się w rolę mojej mamy.
-Po prostu nie chcę, żeby ktoś cię oszukał. Jesteś dobra i wrażliwą dziewczynką, ale mało wiesz o życiu. A mężczyźni nie są tacy dobrzy, jak ci się wydaje.- Freddy pogłaskał przyjaciółkę po głowie.
-Weź mnie nie strasz.- wzdrygnęła się Vale.- Ja wolę wierzyć, że ludzie są dobrzy, tylko czasami robią błędy.
-Och kurczaczku.- westchnął Freddy.- Mam nadzieje, ze nigdy nie stracisz tej dziecięcej ufności.
W redakcji Cosmopolitan panował gorący okres. Naczelny uparł się, ze jeszcze przed świętami wszyscy maja podać plany rozwoju swych rubryk na przyszły rok. Cristinę cos ssało w żołądku ze strachu. Całkiem zapomniała o tym zebraniu i teraz miała pustkę w głowie. Przechodzący obok kolega zatrzymał się i popatrzył na nią z troska.
-Wszystko w porządku?
-Tak. To znaczy nie. Nie przygotowałam się na dzisiejsze zebranie. Salinas mnie zamorduje.
-Coś się wymyśli.- mężczyzna poklepał ja po ramieniu.- Jesteś zdolna i na pewno jakoś wybrniesz.
-Nie tym razem.- Cristina zwiesiła głowę i poczłapała do sali konferencyjnej. Zajęła swoje miejsce i wyciągnęła telefon z przyczepionym doń króliczkiem, którego dostała od Vale. „Ach ta Valeria.”- uśmiechnęła się pod nosem i nagle wpadł jej do głowy świetny pomysł. Była uratowana.
-----------------------
Odcinek siódmy
Czy Mikołaj istnieje?
-Nie ma mowy- Valeria zrobiła stanowczą minę.
-Zgódź się, proszę.- błagała ją siostra.- Uratujesz mi życie.
-Cris, to kompletne szaleństwo.
-Wiem Vale, ale przecież jesteś młoda. Nie masz ochoty na przygodę?- kusiła Cristina.
Valeria wzniosła oczy do nieba i westchnęła ciężko, naśladując swoją mamę.
-Co ja się z tobą mam. Niech ci będzie. tylko jak mama się o tym dowie, to będziemy miały kłopoty.
-Już moja w tym głowa, żeby się nie dowiedziała. Zresztą ona nie czyta Cosmo, bo uważa, że to rozpustny magazyn. Och Vale, jesteś najlepszą siostrą na świecie!- Cristina zaczęła ją ściskać.
-Udusisz mnie, wariatko- śmiała się dziewczyna.- Teraz musisz mi wytłumaczyć, jak to założyć, bo kompletnie się na tym nie znam.
Pani Eugenia siedziała wpatrzona w telewizor. Na szklanym ekranie piękna, acz uboga służąca płakała z żalu za niemożliwą miłością. W tym samym czasie jej wybranek w najlepsze swawolił sobie z bujna blondyną.
-A to drań!- syknęła matka Vale i pogroziła mu pięścią.- Wszyscy mężczyźni są tacy sami.
-To tylko telenowela.- zauważył don Genaro znad gazety.- Nie powinnaś tego brać na poważnie.
-Jesteś taki gruboskórny.- fuknęła kobieta.- Nie obchodzi cię nieszczęście innych ludzi.
-Jakich innych ludzi? Jenny, przecież ta służąca to tak naprawdę bardzo bogata aktorka.
-Co ty tam wiesz. I nie gadaj tyle, bo mi zagłuszasz telenowelę.- pani Eugenia uciszyła go niecierpliwym machnięciem ręki.
Mały chłopczyk siedział grzecznie na krzesełku i przeglądał książeczkę z obrazkami. Przed nim rozciągał się cudowny świat, w którym święty Mikołaj wraz z krasnoludkami przygotowywali prezenty dla dzieci. Kiedy do domu weszła matka, chłopiec trzymał palec w buzi i miał bardzo zafrasowaną minę.
-Nad czym się tak zastanawiasz?- Matilde poczochrała malcowi czuprynę.
-Jak Mikołaj fluwa na tych sankach? To są magicne lenifely?
-Już czas, żebyś wybiła mu z głowy takie głupoty.- wtrącił się Marcos, nie odrywając oczu od ekranu.- Święty Mikołaj to bujda. Jesteś już za duży, żeby w niego wierzyć.
Carlito wygiął buzię w podkówkę.
-Kłamies. Mikołaj jest i do mnie psyleci, bo byłem gzecny!- powiedział bliski płaczu.
-Powiedz mu, żeby się nie darł, bo mu przyłożę.- ostrzegł Matilde konkubent.
Kobieta podeszła do synka i wyszeptała mu na ucho.
-Marcos nie ma racji, Mikołaj istnieje.
-To dlacego powiedział, ze nie?.- spytał malec, pociągając nosem.
-Bo był niegrzeczny i nie dostanie prezentu.
-Aha.- uspokoił się Carlito.- To dobze.
Wziął kredki i zaczął rysować sanie świętego Mikołaja zaprzężone w stado pękatych reniferów.
----------------------
Odcinek ósmy (specjalny)
"Pokój niesie ludziom wszem"
Matilde szykowała właśnie wigilijny stół, gdy podbiegł do niej Carlito i zaczął ją ciągnąc za spódnicę.
-Mamo, mamo, zobac co się lobi za oknem.
-Chwileczkę kochanie, jestem teraz zajęta.- próbowała go uspokoić kobieta.
-Ale muuusis to zobacyć. To stlasne.- upierał się chłopczyk.
Matilde podążyła za synkiem i wyjrzała przez okno. Białe, delikatne płatki wirowały w powietrzu i miękko opadały na ziemię.
-Co to? Co to? Moze kosmici?- dopytywał się niecierpliwie Carlito.
-To śnieg synku.- odpowiedziała mu matka.
- A co to śnieg?
-To takie białe płatki, które zrzucają z nieba aniołki dla grzecznych dzieci.
Oczy chłopca zaświeciły się.
-Cy to do jedzenia?
-Nie głuptasku, one są zimne i nie mają smaku. Ale są bardzo ślicznie. Jak napada tego dużo, ulepimy bałwana.
-Jak Malcos? ciocia Losaula mówiła, ze Malcos to bałwan.- ucieszył się Carlito.
Matilde roześmiała się. Chłopiec miał gumowe ucho i nic nie mogło mu umknąć.
-Marcos nie jest bałwanem. Ciocia Rosaura czasami mówi w złości brzydkie rzeczy, ale nie powinieneś tego po niej powtarzać.
-Dobze.- zgodził się malec.- To ja sobie popatse na ten śnieg.
Podszedł do okna i przylepił nos do szyby. Matilde popatrzyła na niego wzruszona.
"Tak bardzo cię kocham".- pomyślała.
-Mamo, widziałaś, śnieg pada!- cieszyła się Valeria.
-Też mi powód do radości, wszystko zasypie i sparaliżuje miasto.- narzekała pani Eugenia, sprawdzając, czy wszystkie potrawy są odpowiednio podgrzane.
Do domu wpadła zdyszana Cristina i rzuciła zaśnieżony płaszcz niedbale na fotel.
-Ale korki. Ten śnieg wszystkich zaskoczył.- wyciągnęła z torby jakieś ciasto z supermarketu.- Nie miałam czasu, żeby sama coś upiec.
-Vale i Freddy zrobili jakieś dziwne danie, pachnie jakby wrzucili do niego większość przypraw, jakie mieli w domu.- powiedziała podejrzliwie matka i pociągnęła ze znawstwem nosem.
-Trzeba czasami poeksperymentować.- stwierdził z uśmiechem Freddy i mrugnął do Cristiny. Kobieta ni z tego ni z owego zaczerwieniła się i zaczęła czegoś szukać w torebce.
-A Vanessa?- spytał don Genaro, który skończył właśnie przystrajać choinkę. - Nie zamierza nas zaszczycić swoją obecnością?
-Zamknęła się w pokoju i słucha muzyki.- odparła pani Eugenia.
-Pojadę do niej- zaoferowała się Valeria.
-Przecież to nie ma sensu. Znów zrobi awanturę.- ostrzegała ją siostra.
-Nic mi się nie stanie.- uśmiechnęła się Vale. -Rodzina powinna być w komplecie.
Vanessa leżała w łóżku, patrzyła w sufit i słuchała głośno rockowej muzyki. Przez gitarowe riffy przebijało się czyjeś nieśmiałe pukanie.
-Czego?- krzyknęła.
-To ja, Valeria. Wpuścisz mnie?
-Idź sobie!
-Chcę porozmawiać.
Dziewczyna ściszyła wieżę i niechętnie otworzyła drzwi.
-Słucham?- powiedziała obojętnie.
-Zjesz z nami kolacje wigilijną?- spytała Valeria.
-Też mi cos, kolacja.- prychnęła Vanessa. - Nie potrzebuję.
-Nessie.- Vale popatrzyła na siostrę z uśmiechem.- Zrób dziś wyjątek i spędź z nami wieczór. Bez ciebie ta kolacja będzie bardzo smutna. Jesteś częścią rodziny.
-Akurat. Nikt mnie tam nie chce.- Vane zrobiła obrażoną minę.
-Głuptasie, wszyscy cię kochamy. Jesteś moją mała siostrzyczką pamiętasz?- Valeria pogłaskała dziewczynę po głowie.
W oczach Vanessy pojawiły się łzy. Otarła je szybko i powiedziała sztucznie kpiarskim głosem.
-Skoro tak nalegasz. Ale pamiętaj, że to tylko dziś.
Do pokoju zajrzał Freddy.
-Dziewczyny, właśnie pojawiła się pierwsza gwiazdka. Zaczynamy.
Wszyscy domownicy przywitali pojawienie się Vanessy z zaskoczeniem i radością. Don Genaro pocałował córkę i podał jej Pismo Święte z zaznaczonym rozdziałem. Dziewczyna przyjęła od niego tomik i zaczęła czytać:
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym świecie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.*
*Łk 2, 1-10, Biblia Tysiąclecia.
----------------------
Odcinek dziewiąty
Czekoladowe krzesło
Minęły dwa tygodnie. Każdego dnia Valeria i Francisco odrywali się od swych obowiązków, by choć kilka minut spędzić razem. Byli tak blisko siebie, a zarazem tak daleko. Taki mały paradoks wirtualnej znajomości. Znali swoje marzenia z dzieciństwa, lecz nigdy nie widzieli swych twarzy. Vale często miała ochotę pogłaskać Franco po głowie, lecz jej dłoń powstrzymywał zimny i obojętny ekran monitora. Tylko Chupito patrzył na nią, strzygąc uszkami.
Francisco79: Wiesz, od pewnego czasu zastanawiam się, czy nie moglibyśmy się spotkać.
Muytrista: To chyba nie jest takie proste. W końcu mieszkamy bardzo daleko od siebie.
Francicsco79: Przecież nie musimy odbywać tygodniowej podróży niewygodna kareta. Samolotem leci się szybciutko.
Muytrista: Nigdy nie leciałam samolotem.
Francisco79: Najwyższy czas to zmienić. Przylecisz do mnie, a ja pokażę ci, jak piękna jest Lima.
Muytrista: W sumie odwiedziłabym przy okazji Bunię. To znaczy moja babcię.
Francisco79: Widzisz, jak się dobrze składa. Wreszcie ujrzę na żywo twoje osławione sprężynki.
Muytrista: Nie ma czego oglądać.
Francisco79: Nie bądź taka skromna. Coś mi podpowiada, ze jesteś prześliczną dziewczyną.
Muytrista: Czyżbyś miał duszka- podpowiadacza?
Francisco79: Niestety, nie mam żadnego .Ty zawsze możesz się wysłużyć Chupito.
Muytrista: Chupe nie daje się wykorzystywać. To cwaniak jakich mało.
Francisco79: Już się go boję
Muytrista: Ktoś dzwoni do drzwi. Zaraz wracam
Francisco79: Czekam.
Dzwoniącą osoba okazał się Freddy, wobec czego Valeria z żalem pożegnała się z Francisco. Przyjaciel przyniósł chipsy, piwo i zwariowana komedie. Nie zapomniał o tradycyjnym pęczku włoszczyzny dla Chupito, który łaskawie pozwolił mu się wziąć na kolana.
Wykorzystując nieobecność konkubenta, Matilde zaprosiła do siebie jedyna przyjaciółkę, Rosario. Kobieta organicznie wprost nie cierpiała Marcosa i nie traciła okazji, aby mu to okazać. Tym razem znów była na niego wściekła.
-Jak to nie zgodził się, abyś pracowała!- walnęła pięścią w stół, po czym stwierdziła, ze to nie był dobry pomysł, gdyż dłoń jej napuchła.- Za kogo ten drań się uważa? To nie średniowiecze! Masz prawo pracować i zarabiać na szkołę Carlita. Już ja powiem temu durniowi, co o nim myślę.
-Nie rób tego.- poprosiła wystraszona Matilde.- Marcos nie robi tego złośliwie. Po prostu jest zazdrosny.
-Zazdrosny, tez mi cos.- parsknęła przyjaciółka.- Jest tępy i nie chce, żeby Carlito go przerósł intelektualnie.
-Nie mów tak o nim. Może nie ma wykształcenia, ale jest dobry, pracowity i troszczy się o nas.
-Przestań go usprawiedliwia!- żachnęła się Rosario.- To domowy terrorysta, a ty się go boisz.
-Co to telysta?- czarnowłosy chłopczyk wygramolił się spod stołu i ufnie usadowił na kolanach Rosy.
-Carlito, ile razy ci mówiłam, ze nie wolno podsłuchiwać dorosłych.- skarciła go matka. – to dla ciebie zbyt poważne tematy.
-Ja jus jestem duży, mam baldzo dużo lat i wsystko lozumiem.- oburzył się chłopiec.- Tylko nie wiem, co to telysta?
-Terrorysta to taki człowiek, który straszy ludzi i każe im robić rzeczy, których oni nie chcą robić.- wyjaśniła mu Rosario.
-Aha. Cy jak mama mi kaze myc usy, to jest telystką?
-Nie. Musisz myć uszy, bo nie będziesz niczego słyszał.
-No tak.- Carlito pokiwał głową ze zrozumieniem w bardzo dorosły sposób, czym wzbudził
wesołość kobiet. –To ja idę na podwólko.
Chłopiec zeskoczył z kolan Rosario, ściągając za sobą obrus i tylko cudem udało się Matilde uratować zastawę stołową.
Na stole leżało opakowanie czekoladek. Pani Eugenia wpatrywała się w nie wygłodniałym wzrokiem, nie mogąc zdecydować, od której z nich rozpocząć ucztę. Była wprawdzie na diecie, ale chwilowo nikogo nie było w domu, wiec mogła sobie pozwolić na chwilkę słabości. „To tylko lekkie czekoladki”- usprawiedliwiała się w myślach.- „Nie mogą mieć wiele kalorii.”. Już miała włożyć jedna z nich do ust, gdy do pokoju wszedł jej mąż. Spanikowana, położyła szybko bombonierkę na krześle i usiadła na niej.
-Co tak wcześnie?- spytała zdenerwowana.- Myślałam, ze nie będzie cię dłużej.
-Byłem tylko w kiosku po gazetę.- odparł mąż.- A cos ty taka podminowana? Cos przede mną ukrywasz?
-Co niby miałabym ukrywać?- kobieta zaśmiała się nerwowo.- Tak sobie siedzę.
-No właśnie to mnie dziwi. Ty rzadko ot tak sobie siedzisz. Nawet telewizora nie włączyłaś.
-Jakoś tak mnie naszło na siedzenie. Każdy potrzebuje czasami chwili wyciszenia.
Don Genaro spojrzał na nią podejrzliwe. Takie słowa padające z ust jego małżonki niezbicie dowodziły, ze dzieje się z nią cos niepokojącego. Gdy tylko udał się do łazienki, pani Eugenia wstała i z żalem spojrzała na czekoladki, które pod wpływem jej ciężaru zmieniły się w brązową masę.
---------------------
Odcinek dziesiąty
Skok
Freddy jadł chipsy, rozsiewając wokół siebie okruszki. Valeria udawała, ze tego nie zauważa, za to Chupito nie był takim dyplomatą. Potrafił wywęszyć i wchłonąć każdy odpadek jedzenia, dlatego nazywano go podręcznym odkurzaczem. Mercurio przeciągnął się na kanapie i spytał:
-Powiedziałaś wreszcie Francisco, ze jeździsz na wózku.
-Hmm, jakby to ująć…- plątała się w zeznaniach dziewczyna.
-Tak czy nie?
-Nie.- wyznała i spuściła głowę, z nagłym zainteresowaniem śledząc program telewizyjny.
-Vale, co ty kombinujesz? Masz się spotkać z facetem, a ukrywasz przed nim tak ważną rzecz?- zaniepokoił się Freddy.
-Ty nic nie rozumiesz. Chce, żeby najpierw polubił mnie jako normalna osobę. Najpierw jestem człowiekiem i kobieta, a potem dopiero osoba niepełnosprawną.
-Kurczaku, wiem, ze to niełatwe, ale narażasz się na cierpienie.- powiedział łagodnie przyjaciel.
-Sam dobrze wiesz Freddy, ze mnie nie tak łatwo złamać.- odparła zdecydowanie Vale.
Octavio Vallesteros siedział w skórzanym miękkim fotelu i palił cygaro, przeglądając przy tym pisemko z roznegliżowanymi kobietami. Do biura wszedł jego syn, Francisco i rozparł się wygodnie na krześle, kładąc nogi na burki.
-Weź te nogi, zniszczysz mi mebel.
-Tez cię kocham, tato.- odparł kpiarsko Francisco.- Odpalisz mi trochę kaski?
-Znowu?
-Oj nie bądź taki. Powinieneś dobrze wiedzieć, ze piękne kobiety kosztują.- wskazał na gazetkę, której Octavio nie zdążył schować.
Mężczyzna zaczerwienił się i sięgnął do szuflady, skąd wyciągnął książeczkę czekową.
-Tyle ci wystarczy?- podał synowi czek.
-Widzę, ze tatuś bardzo mnie kocha.- Franco uśmiechnął się szeroko.
-Nie boisz się, ze Ana Lucia kiedyś się zorientuje?- spytał go ojciec.
-Szczerze mówiąc- nie. Ona mnie kocha i mi ufa. Zresztą ślubu z nią nie wziąłem, wiec nie ma prawa robić mi wyrzutów. No, ale my tu gadu gadu, a ja musze lecieć. Pa, tato.
Francisco zderzył się w drzwiach z matką, która zmroziła go wzrokiem.
-Mamusia jak zawsze kwitnąca. – przywitał ja z rezerwa syn.
Czego chciał?- spytała kobieta, gdy za Francisco zamknęły się drzwi.
-Tylko porozmawiać.- skłamał mąż.
-Akurat. Pewnie znowu przyszedł wyciągać pieniądze. Ma prawie trzydzieści lat, a zachowuje się jak nieodpowiedzialny nastolatek. Powinniśmy przestać go utrzymywać, może wtedy wreszcie by dorósł.
-Ale..
-Żadnych „ale”. Niech się weźmie do jakiejś porządnej roboty i nauczy wartości pieniądza. Ma za dużo wolnego czasu i dlatego głupoty mu w głowie. Myślisz, ze nie wiem o jego romansach?
-Źle go oceniasz. Jest jeszcze młody, ma prawo się wyszumieć.- usprawiedliwiał go ojciec.
-Bronisz go, bo jesteście tacy sami. Tylko baby wam w głowie. Rozpustnicy.
-Nie będę wysłuchiwał tego steku bzdur!- uniósł się Octavio.- Jesteś stara paranoiczką i znowu cos sobie uroiłaś.
-Octavio, ja jeszcze nie skończyłam.- zaperzyła się Barbara.
-Ale ja tak. Bądź taka dobra i zostaw mnie samego. Jak c się nudzi, to idź zmów koronkę, różaniec czy co tam chcesz.
-Pójdziesz do piekła.- zagroziła mu żona.
-Mam nadzieje, ze się tam nie spotkamy.- skomentował pod nosem Vallesteros.
Vale zamknęła oczy. Znów był piękny, słoneczny czerwcowy dzien. Rozpoczynały się wakacje i dziewczyna czuła się królową życia. Miała 15 lat, cudownego chłopaka i dwa miesiące upragnionej wolności pod letnia kwiecista sukienkę założyła nowy kostium kąpielowy. Wybierała się z przyjaciółmi i ukochanym nad rzekę. Usłyszawszy warkot silnika, zbiegła ze schodów, przeskakując po dwa stopnie.
-Nie wracaj za późno.- krzyknęła za nią pani Eugenia.
-Michael mnie odwiezie.- odparła Vale.
Jej osiemnastoletni chłopak już stal oparty o maskę, z rękami wbitymi w kieszenie. Na jego widok serce Valerii zabiło mocniej. Podeszła i dala mu buziaka.
-Cześć, przystojniaku.
-Witaj, ślicznotko.- odparł Mike i poczochrał jej włosy. Wsiedli do pojazdu i włączyli radio. leciał jakiś młodzieżowy przebój i dziewczyna zaczęła śpiewać, kołysząc się i podrygując.
-Rozniesiesz mi samochód.- powiedział Michael i przygarnął Vale do siebie.- Ty mały wariacie.
Gdy dotarli na miejsce, znajomi już na nich czekali. Była wśród nich Carolina, która nie ukrywała swego zainteresowania Mikem. Od razu uwiesiła się jego ramienia, nie zważając na mordercze spojrzenia, posyłane jej przez Valerię.
-Mike, będziemy skakać z urwiska? Widziałam takie fajne miejsce.- szczebiotała słodkim głosikiem. – Och, ty na pewno nie skoczysz.- zwróciła się do Vale.
-Jeszcze się przekonamy.- odparła hardo dziewczyna.
Gdy stanęli nad skrajem skalnego występu, Valeria zrzuciła sukienkę.
-Vale, nie musisz tego robić.- ostrzegł ja Michael.
-Oczywiście, jeśli strach cię obleciał, nie skacz.- poparła go fałszywie Caro.
Val spojrzała na nią z pogarda i niewiele myśląc skoczyła. Poczuła przeszywający ból i nagle wokół niej zapanowała ciemność.
Gdy otworzyła oczy, ból minął. Odetchnęła z ulgą i rozejrzała się dookoła. Leżała w sterylnie białym pomieszczeniu, podłączona do jakiś urządzeń. Przy łóżku siedziała jej matka.
-Gdzie ja jestem?- wyszeptała z wysiłkiem dziewczyna.
-W szpitalu.- odparła kobieta i zalała się łzami.
-Mamo, nie płacz.- poprosiła Vale.- Powiedz lekarzowi, ze chce wyjść.
Valeria próbowała wstać z łóżka i nagle zrozumiała, dlaczego nic ja nie bolało. Nie czuła po prostu własnego ciała.
-Mamo, co się ze mną dzieje? Chce wstać!.- krzyczała.
-Cicho, cicho dziecko. Nie przemęczaj się. Zaraz zawołam lekarza.
Mike się nie pojawił. Valeria przestała się łudzić- w końcu dlaczego zdrowy, młody chłopak miałby spotykać się ze sparaliżowaną dziewczyną. Codziennie pytała Boga, dlaczego nie pozwolił jej wtedy umrzeć. Przecież to nie było życie, tylko wegetacja.
-Witam moja ulubiona pacjentkę.- do Sali wszedł doktor German.
Vale udała, ze śpi.
-Mnie nie oszukasz.- zaśmiał się nie zrażony mężczyzna.- Czas na nasze ćwiczenia.
-To nie ma sensu.- odparła apatycznie Vale.- Jestem do niczego.
-Hola, hola, moja panno, nie można się tak poddawać. Chwilowo jesteś uziemiona, ale poprzykręcamy ci to i owo. A oto moja asystent, Mercurio.
Valeria spojrzała na stojącego obok niego młodego chłopaka i zachichotała.
-Tak, wiem, głupie imię. Moja mama uwielbiała zespól Queen.- westchnął Mercurio.
-Już bardziej pasowałoby Freddy. Mogę tak do ciebie mówić?- jakimś magicznym sposobem wolontariusz momentalnie poprawił dziewczynie nastrój.
-Oczywiście. A ty jak się nazywasz?
-Gapa ze mnie, zapomniałam się przedstawić. Valeria Pardofigeroa, dla znajomych Vale.
Doktor German popatrzył na tę parę i uśmiechnął się do siebie. Wiedział już, ze ta dziewczyna o brązowych lokach będzie walczyć o powrót do normalnego życia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 16:15 Temat postu: |
|
|
Odcinek jedenasty
„Miłość na czterech kółkach”
El amor en cuatro circulos
Jestem niepełnosprawna. Od 15 roku życia poruszam się na wózku inwalidzkim. Na początku myślałam, ze moje kalectwo na zawsze wykluczyło mnie ze świata „normalnych” ludzi. Zamknęłam się w swoim nieszczęściu i czekałam na śmierć. Dopiero mój przyjaciel uświadomił mi, ze liczy się to, co mam w środku. Ze zasługuję na szczęście i miłość.
Na imię mam Valeria. Uwielbiam czytać książki, podróżować palcem po mapie, oglądać romantyczne komedie i telenowele. I jeść chipsy, chociaż są niezdrowe. Mam zwariowaną rodzinkę, wiernego przyjaciela i króliczka. Teraz postanowiłam poszukać chłopaka. Tak nowocześnie, przez internet. Chce, żeby ktoś poznał moje wnętrze, zanim zniechęci go ta kupa żelastwa, która pomaga mi się przemieszczać. Niedługo mam spotkać się z moim internetowym rozmówcą. Trochę się boję, ale wierzę, ze wszystko się ułoży. Trzymajcie za mnie kciuki
[20.01.200x]
Komentarze użytkowników:
Mariana24: Wiesz, naprawdę podziwiam twoją pogodę ducha. Nie wiem, czy potrafiłabym sobie poradzić z taką sytuacją. Mam nadzieje, ze ten chłopak z internetu okaże się fajnym i mądrym facetem, bo głupotą z jego strony byłoby nie docenić takiej dziewczyny jak ty. Będę ci kibicować.
Cris: Hej siostra. Widzę, ze ruszyłaś swojego blogaska . Tak trzymać. W ogóle nic mi nie powiedziałaś o tym, ze planujecie się spotkać, paskudo ty jedna. No ale nic, jeśli okaże się draniem, to sama osobiście go utłukę. Tłuczkiem do mięsa. Masz na to moje słowo. Buziaki dla ciebie i Chupita.
Z salonu dochodziły niepokojące odgłosy. Don Genaro powoli podszedł do drzwi i otworzył je zdecydowanym ruchem. Widok, który ukazał się jego oczom, był przedziwny. Jego żona siedziała przed paterą, na której smętnie walały się resztki tortu. Wzrok miała błędny, a jej brodę zdobiły kleksy kremu.
-O ile mnie pamięć nie myli, od 1 stycznia jesteś na diecie.- zauważył mężczyzna.
-Jesteś bez serca.- stwierdziła z wyrzutem pani Eugenia.- Gdybyś wiedział, co wymyśliła twoja córka…
-Która córka?- zapytał rzeczowo mąż.
-Co za głupie pytanie. Chodzi mi o Vale. Jedzie sama do Limy, wyobrażasz to sobie?
-W końcu jest dorosła.
-Jaka dorosła, to jeszcze dziecko! Własną córkę rzuciłbyś lwom na pożarcie.- jęknęła kobieta.
-Mówicie o Vale?- jak spod ziemi wyrosła przed nimi Vanessa.- Co znowu wymyśliła moja kochana siostrzyczka?
-Chce lecieć do Limy. Samolotem.- powiedziała ze zgrozą pani Eugenia i przeżegnała się.
-O, fajnie. Może ja porwą jacyś terroryści albo się rozbije.- ucieszyła się dziewczyna.
-Vanesso!- ostrzegł ja ojciec.- Licz się ze słowami.
-Ale wy jesteście sztywni.- Nessie wywróciła oczami.- Zjem śniadanie na mieście. A ty mamo wytrzyj sobie brodę, bo wyglądasz jak święty Mikołaj.
Pani Eugenia pobiegła do lusterka i z rozpacza spojrzała na swoje oblicze naznaczone piętnem śmietankowego grzechu.
-Mamo, a zlobis mi wielkiego tolta?- Carlito wpadł do domu cały przemoczony.
Matilde spojrzała na niego groźnie.
-Nie robię tortów mokrym i niegrzecznym chłopcom.
-To im nie lób, tylko mnie.- stwierdził rezolutnie chłopczyk.
-Ty nie bądź taki mądry. Trzeba cię jak najszybciej przebrać i osuszyć, bo się przeziębisz.
-Lobilem olła w śniegu.- pochwalił się Carlito, gdy mama zdejmowała mu sweter- A telaz jestem baldzo głodny.
-Zupa jest już gotowa.
-Ale ja nie jestem głodny na zupę, tylko na tolta. Cekoladowego.
-Zupa jest zdrowa, bo ma w sobie warzywa, a od tortu tylko psują się zęby.- wyjaśniła Matilde.
-Nie lubię wazyw.- wykrzywił się chłopiec.- Jesteś telystką, bo kazes mi je jeść.
-Nie jestem żadną terrorystką, tylko chce, żebyś urósł duży i silny. Tort dostaniesz na swoje urodziny.
-To jesce tak dlugo.- zasmucił się Carlito.- Umlę, zanim go zjem.
Matilde roześmiała się i przytuliła synka.
-Nie umrzesz. Poczekasz cierpliwie i zobaczysz, ze będzie ci smakował o wiele lepiej, niż gdybyś zjadł go teraz.
- Jak umle, to mi go włóz do tlumny.- poprosił chłopczyk.
--------------------------
Odcinek dwunasty
„Ahoj, przygodo”
W pokoju panował półmrok, w tle słychać było muzykę. Felipe całował Vanessę w szyję, lecz ta zdawała się być nieobecna. W końcu ocknęła się i odpędziła go jak natrętną muchę.
-Co cię ugryzło?- spytał chłopak.
-Nudzisz mnie.
-Ale było tak przyjemnie.- nie dawał za wygrana Felipe.
-Jak dla kogo. Nie mam nastroju na takie głupoty.- powiedziała Nessie, świadoma tego, ze sprawia narzeczonemu przykrość.
-To może ja już pójdę.- Felipe założył sweter.- Jak wygonisz te muchy z nosa, daj znać.
Vanessa w odpowiedzi pokazała mu język.
W przedpokoju Pepe natrafił na panią Eugenie.
-Moja córka znów ci dokuczała?- spytała domyślnie.
-Ma zły dzien.- usprawiedliwiał ja mężczyzna.
-Ona ma złe tygodnie i miesiące. Zamknęła się w swojej złośliwości i nie wiem, jak do niej trafić. Widzę, ze z tobą postępuje tak, jak z nami.
Rozległ się przenikliwy dzwonek budzika.
-Moja telenowela.- krzyknęła przerażona pani Pardofigeroa.- Wybacz mi, ale obowiązki wzywają.
Patricia San Millan przyszykowała sobie pachnącą kąpiel z olejkiem rozmarynowym i puszysta białą pianą. Długie blond włosy spięła w luźny kok. Zrzuciła szlafrok i chwile przyglądała się swemu nagiemu ciału w lustrze. Mimo upływu czasu pozostało jędrne i gładkie. Obok wanny postawiła kieliszek swego ulubionego białego wina i powoli zanurzyła się w wodzie. Odchyliła głowę i zamknęła oczy. Ten wieczór należał tylko do niej. Z błogiej medytacji wyrwało ja natarczywe pukanie do drzwi. Próbowała je zignorować, ale na próżno. Zła, owinęła się ręcznikiem i poszła otworzyć. Najpierw ujrzała wielkie pudlo. Nie musiała zaglądać do środka, żeby wiedzieć, co zawiera. Gobelin. Drogocenny francuski gobelin, który bezskutecznie próbowała wylicytować.
-Znowu ci się udało.- kobieta zamruczała zmysłowo.
-Ja zawsze zdobywam to, czego pragnę.- odparł mężczyzna, niedbale rzucając pudlo na podłogę, jakby nieświadom jego zawartości. Patricia krzyknęła i chciała natychmiast je podnieść, ale jej gość władczo przyciągnął ja do siebie, całując namiętnie.
Terminal lotniczy. Symboliczna brama pomiędzy dwoma światami. Już niedługo światy Francisca i Valerii miały się połączyć. Na razie dziewczyna siedziała w otoczeniu licznej świty- rodziców, Cristiny i Freddyego. Pani Eugenia udzielała córce ostatnich upomnień.
-Pamiętaj, nie jedz niczego w samolocie, jedzenie może być zatrute. Na wszelki wypadek dałam ci trochę kanapek.- wskazała na pokaźną reklamówkę.
-Przecież nie może mieć tyle bagażu podręcznego.- wtrącił się jej mąż.
-A co, ma umrzeć z głodu? Co to, to nie. O czym to ja mówiłam? Aha. Nie wyglądaj przez okno, bo możesz wypaść. Czytała ostatnio o tym w gazecie. Przyszykowałam ci kilka zmian cieplej bielizny, żebyś nie zaziębiła pęcherza.
-Gacie na wacie.- zażartował Freddy.
Mama Valerii zmroziła go spojrzeniem.
-Tobie młody człowieku, pewnie tez przydałaby się para kalesonów pod spodniami.
-Zadzwoń, jak dojedziesz.- przypomniał do Genaro.
-Pamiętaj o blogasku.- prosiła Cris.
-Jakim golasku?- zaniepokoiła się pani Pardofigeroa.
-Blogasku, mamo.- poprawiła ją Valeria.
Kobieta w dalszym ciągu nie rozumiała, o czym mówią jej córki, ale wstydziła się tak dopytywać przy Freddym.
- Wywołują mój lot.- Vale chciała uprzedzić kolejna lawinę pytań matki. Wszyscy odprowadzili ją do bramki. Dziewczyna została solidnie wycałowana i wyściskana. Była tak podekscytowana czekającym ja lotem i zbliżającym się spotkanie z Franciskiem, ze zapomniała, gdzie schowała paszport i przeżyła krótką chwilę grozy. Na szczęście dokument znalazł się nieoczekiwanie w torbie z kanapkami i Valeria mogła ruszyć na spotkanie przygodzie.
-------------------------
Odcinek trzynasty
„Na imię mi…Francisco”
Samolot zbliżał się do płyty lotniska. Valeria ze zdenerwowania czuła skurcze żołądka. Kanapki przygotowane przez mamę leżały nietknięte w torebce.- jak mogła myśleć o jedzeniu w tak ważnej chwili. Zresztą tego brakowało, żeby kawałki wędliny utkwiły jej miedzy zębami. Do spotkania z Franciskiem zostało zaledwie kilkanaście minut. Z jednej strony nie mogła się go doczekać, z drugiej ogarniał ja strach. „może Freddy miał racje i powinnam była mu powiedzieć?”- myślała gorączkowo. Teraz było już za późno. Pozostawało tylko mieć nadzieje, ze te niewielkie przemilczenie nie zaważy na dalszych losach ich znajomości.
Francisco z impetem wpadł do gabinetu Thomasa. Przyjaciel spojrzał na niego zaskoczony.
-O ile mnie pamięć nie myli, powinieneś odebrać swoja internetowa „przyjaciółkę” i gruchać sobie z nią rozkosznie. Co w takim razie tutaj robisz?
-Musisz mi pomoc.- wydyszał Franco.
Thomas był pełen złych przeczuć.
-W co ty się znów wplątałeś?
-Ta dziewczyna..
-Cos z nią nie tak?
-Ona jest upośledzona.- wyrzucił z siebie mężczyzna.
-Jak to upośledzona?- nie rozumiał Tommy.
-No normalnie, z takich, co to siedzą na wózku, przechylają głowę i się ślinią. O tak.- zademonstrował Francisco.
Thomas ledwo powstrzymał się od uderzenia przyjaciela.
-Jesteś wstrętny. To, ze jeździ na wózku, nie oznacza, ze nie jest człowiekiem.
-Znalazł się św. Tomasz, obrońca uciśnionych.- ironizował Franco.
-Zaraz zaraz, co ty zrobiłeś z ta dziewczyną?- zaniepokoił się przyjaciel.
-Właśnie po to do ciebie przyszedłem. Musisz ja odebrać z lotniska.
Tommy stracił panowanie nad sobą. Złapał kolegę za koszule i podniósł go, tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
-Ty draniu! Zostawiłeś niepełnosprawną dziewczynę sama na lotnisku?! Jak mogłeś?!
-No przecież nie …
-Lepiej się zamknij. Jadę po nią, ale robię to tylko dla niej, nie dla ciebie, zapamiętaj.
Thomas prowadził samochód cały roztrzęsiony. Nie od dziś zdawał sobie sprawę, ze jego przyjaciel nie jest aniołkiem i nieraz tuszował jego niezbyt chwalebne postępki, ale tego było już za wiele. Tak potraktować dziewczynę, która przyjechała do niego z daleka. Jak ona miała na imię? Cos na V. Vanessa, Virginia.? Valeria.- przypomniał sobie z ulgą. Docisnął pedał gazu, by jak najszybciej dostać się na lotnisko.
Od razu ja zauważył. Śliczna dziewczyna o brązowych lokach siedziała na wózku, obłożoną torbami i reklamówkami. Na kolanach trzymała króliczka, z którym rozmawiała sobie wesoło. Thomas podszedł do niej z mocno bijącym sercem.
-Cześć. - Przywitał się niepewnie.- Ty na pewno jesteś Valeria.
Vale uśmiechnęła się do niego.
-Bingo. A ty jesteś…
-Francisco. Bardzo się cieszę, ze przyjechałaś.- wyznał Tommy.
---------------------------------------
Odcinek czternasty
„Uwaga. Latające słuchawki”
Prudencia Guillen już trzeci raz podgrzewała obiad. W tym czasie jej córka, Eugenia, zdążyła zadzwonić sześć razy z pytaniem, czy samolot Valerii nie uległ katastrofie lub porwaniu. Wreszcie przed domem zatrzymał się samochód. Starsza pani dziarsko zeszła po schodach na spotkanie wnuczki. Towarzyszył jej przystojny brunet, który przedstawił jej się imieniem Francisco. Szczerze mówiąc, Prudencii cos w tym wszystkim nie pasowało, ale stwierdziła, ze pewnie zaraziła się podejrzliwością od Jenny. Gdy tylko rozstały się z młodym mężczyzną, babcia zapytała z ciekawością:
-Skąd znasz tego przystojniaka?
-Poznaliśmy się przez internet.
-Wygląda na sympatycznego i porządnego chłopca. Gdybym nie była taka stara…- uśmiechnęła się filuternie.
-Buniu! –Valeria udała zgorszoną.- On mógłby być twoim wnuczkiem.
-I tak wiem, ze nie mam szans. Widziałam, jak wodził za tobą wzrokiem.
-Bez przesady, ja niczego takiego nie zarejestrowałam.- mruknęła Vale.
-Właśnie!- starsza pani złapała się za głowę. –Musisz koniecznie zadzwonić do mamy, bo umiera z niepokoju o ciebie.
-Robi to 365 dni w roku, wiec chyba zdążyła się już przyzwyczaić.- westchnęła dziewczyna.
Don Genaro na próżno usiłował uspokoić swoja żonę. Kobieta nie wypuszczała z dłoni słuchawki telefonu i wciąż nią wymachiwała.
-Dlaczego ona nie dzwoni? Już dawno powinna dolecieć. Wiedziałam. Przeczuwałam, a serce matki się nie myli. Na pewno samolot wpadł do oceanu. Moja biedna córeczka leży teraz we wraku i wzywa pomocy. Albo to terroryści. Porwali samolot i lecą wprost na Pentagon.
-Trochę daleko musieliby lecieć.- zauważył mąż.
-Nie przerywaj mi.- zdenerwowała się pani Eugenia.- Skąd my weźmiemy pieniądze na okup? Może moja mama ma jakieś zaskórniaki?
Do pokoju niespodziewanie weszła Vanessa, a jej matka odwróciła się tak gwałtownie, ze słuchawka telefonu wyleciała jej z ręki i wylądowała na ścianie, kilka centymetrów obok głowy dziewczyny.
-Dom latających słuchawek. Mama robi się niebezpieczna.- skomentowała Nessie.
Rozległ się dźwięk telefonu i zrozpaczona pani Eugenia pobiegła co sił, tratując po drodze męża i córkę.
-Vale?! Vale?!- krzyczała do słuchawki.- Słyszysz mnie?! To ja, twoja mama!!
-Mamo, nie jestem głucha.- zwróciła jej uwagę dziewczyna.
-Córeczko, ty żyjesz.- ucieszyła się kobieta.-To Valeria.- zwróciła się do domowników.
-Zdążyliśmy zauważyć.- odparła z przekąsem Vanessa.
-Tak bardzo się o ciebie bałam. Wiesz, ile się teraz mówi o katastrofach lotniczych i porwaniach. Już się zastanawiałam, skąd wziąć pieniądze na okup, ale na szczęście zadzwoniłaś. Chociaż i tak możesz spytać się babci, czy ma jakieś pieniądze odłożone na czarna godzinę. Zawsze lepiej wiedzieć takie rzeczy. Mogłaby dostać wylewu i wtedy nikt nie wiedziałby, gdzie je ukryła.
-Najlepiej sama się spytaj, mamo. Jestem trochę zmęczona i chcę się położyć. Dobranoc.
-O co miałaś się spytać?- zaciekawiła się pani Prudencia, gdy Vale zakończyła rozmowę.
-Kolejny wymysł mamy.- uśmiechnęła się wnuczka.- Zjadłabym cos słodkiego.
-Co powiesz na ciasteczka z konfiturą i gorąca czekoladę?- spytała babcia.
-Super.- ucieszyła się Valeria.- Tego mi właśnie brakowało.
Francisco z niecierpliwością oczekiwał na powrót przyjaciela. Dlaczego to tak się przeciągało? W końcu zauważył samochód Thomasa parkujący przed blokiem. Pełen obaw podszedł do kolegi.
-I co?- zapytał z wyczekiwaniem.
-Co co?- Thomas udawał, ze nie rozumie.
-Co z Valerią?
-Dobrze. -odparł zdawkowo Tommy.
-No weź, nie bądź taki. Nic ci nie zrobiłem. Bardzo była na mnie zła?
-Nie była.
-Jak to? -zdziwił się Francisco.- Przecież wystawiłem ja do wiatru.
-Ona o tym nie wie.
-Przecież…Nie chcesz mi powiedzieć chyba, ze ona jest upośledzona umysłowo?- dopytywał się Franco.
-Nie, ty bałwanie. To śliczna i inteligentna dziewczyna.
-W takim razie nic nie rozumiem.- zrezygnowany mężczyzna rozłożył ręce.
-Podałem się za ciebie.- przyznał się Thomas.
-Uwierzyła ci?
-Tak. Przecież nie pokazałeś jej swojego zdjęcia.
-No tak.- przypomniał sobie Francisco.- Kiedy powiesz jej prawdę?
-Nie wiem.- zamyślił się Tommy.- Valeria ma w sobie coś. To nieprzeciętna kobieta.
-Widzę, ze zawróciła ci w głowie. Uważaj tylko, żebyś nie złamał jej serca.- ostrzegł go Franco.
-I kto to mówi.- odgryzł się Tommy.
----------------------------------------
Odcinek piętnasty
„Układ prawie idealny”
Francisco czul się rozczarowany. Widoki na pełen ognia romans rozwiały się we mgle. Dlaczego ta dziewczyna tak go okłamała? Liczyła na to, ze ulituje się nad nią? Ana Lucia męczyła go, potrzebował chwili odpoczynku od jej narzekań i utyskiwań. Najlepiej u boku jakiejś milej i cieplej kobiety. Przypomniał sobie o Ninie. Wprawdzie nadużyciem byłoby mówić o jakiś wybitnych walorach jej intelektu czy osobowości, lecz kobieta nadrabiała to pięknym ciałem i brakiem pruderii. Może nie była wymarzoną partnerką do rozmowy, ale do łóżka jak najbardziej. Poza tym nie miała wygórowanych żądań, a to stanowiło duży plus. Francisco nie musiał jej opowiadać bajek o miłości i wierności, mamić wizjami wspólnego szczęścia aż do grobowej deski. Wszystko odbywało się milo, szybko i bez niedomówień. Wystarczył jakiś ładny ciuszek czy kosztowna błyskotka. Obojgu odpowiadał taki układ. Nie namyślając się dłużej, mężczyzna wybrał jej numer na swoim telefonie komórkowym.
Kolorowe gazetki leżały porozrzucane na łóżku. Ana Lucia jak zawsze przeglądała działy traktujące o modzie i urodzie, jej przyjaciółkę, Marianę interesowały bardziej historie z życia wzięte.
-Popatrz.- pokazała koleżance artykuł.- Piszą tu o blogu, który regularnie odwiedzam. Prowadzi go dziewczyna poruszająca się na wózku inwalidzkim.
-Tez masz się czymś ekscytować.- prychnęła Ana.- Zapiski jakiejś kaleki.
Mariana spojrzała na nią oburzona.
-Jak możesz być taka bezlitosna? Przecież ona tez jest człowiekiem. Poza tym jej blog jest naprawdę świetny. Powinnaś tam zajrzeć, na pewno zmieniłabyś zdanie.
-Obejdzie się.- odparła kobieta.- Wystarczy, ze Franco godzinami przesiaduje w sieci. Jaki boski krem.- westchnęła, ostrożnie odrywając próbkę od gazety.-Jest taki drogi. Musze poprosić mojego ukochanego o trochę kaski. Może wreszcie moje kurze łapki staną się mniej widoczne.
Tommy od poprzedniego wieczora chodzi jakoś dziwnie podminowany. Nawet Sonia, mimo swojego zamknięcia na świat zewnętrzny, zauważyła, ze z jej bratem jest coś nie tak.
-Jakieś problemy w pracy?- spytała.
-Nie, nie, w pracy wszystko w porządku.- odpowiedział mężczyzna zamyślony.
-Może źle się czujesz?- dociekała siostra.
-Nie, dlaczego pytasz?
-Wyglądasz, jakby coś się gryzło.- stwierdziła dziewczyna.
-To nic ważnego.- Tommy próbował ja zbyć.
-Pamiętasz, co obiecaliśmy sobie po śmierci rodziców?- przypomniała Sonia.- Mieliśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic i zawsze sobie pomagać. Chciałabym ci pomoc, ale nie mam pojęcia, o co chodzi.
-To taka skomplikowana sytuacja..- zaczął Thomas i opowiedział siostrze o Valerii. Dziewczyna po cichu cieszyła się, ze Franciscowi nie spodobała się Vale. Nie powiedziała tego oczywiście bratu, który był zszokowany postępowaniem przyjaciela. Kiedy Tommy skończył swoja historie, siedzieli przez chwile w milczeniu. Sonia pierwsza przerwała cisze.
-Kiedy zamierzasz jej powiedzieć prawdę?
-O to samo spytał mnie Franco. Nie mam pojęcia. Nie wiem, jak to zrobić, żeby jej nie zranić
-Spodobała ci się, prawda?
-Tak. Sęk w tym, ze ona widzi we mnie Francisca, nie Thomasa. To takie krępujące, gdy zwraca się do mnie jego imieniem.- mężczyzna zrobił smutną minę.
-Nie przejmuj się brat, jakoś to załatwimy.- siostra pogłaskała go po głowie. Nagle poczuła się taka dorosła i mądra. – Najlepiej zaproś ją do nas na obiad, oki?
-Dobrze.- zgodził się Tommy.
Nina Dosamantes była świadoma swych walorów. Blond włosy, ładny biust, pełne wargi, niebieskie oczy, zgrabne nogi. Wiedziała również, jakie sztuczki łóżkowe doprowadzają facetów do szaleństwa. Z tego powodu nie mogła narzekać na brak towarzystwa wieczorami. Z mężczyzn, z którymi się spotykała, liczył się dla niej jednak tylko jeden. Francisco Vallesteros. Niebieski ptak, lovelas, jedyny spadkobierca fortuny, jaka dysponowała jego rodzina. Poznali się lata temu, kiedy oboje mieli po piętnaście lat. Dla niej, dziewczyny z prowincji, bogaty chłopak, który przyjechał nad morze na letnie wakacje, od razu stał się potencjalną przepustką do lepszego życia. Od tego czasu regularnie spotykali się, w tajemnicy przed jego dziewczyną, a potem oficjalna narzeczoną, Ana Lucią. Nina nie traktowała jej jako rywalki. Wiedziała, ze Ana nie potrafi ostatecznie usidlić Francisca, sama zaś była pewna, ze pewnego dnia jej się to uda. Zostanie panią Niną Vallesteros i pokaże wszystkim, na co ją stać.
-------------------------------------
Odcinek szesnasty
„Po co komu walentynki?”
Walentynki. Czas czerwonych róż, bombonierek w kształcie serca i liścików z nieśmiałymi wyznaniami miłości. To również dzień, kiedy ludzie samotni odczuwają swa nieparzystość w dwójnasób. Valerię obudziły ze wszech miar rozkoszne zapachy. Ciasto czekoladowe. Pokręciła nosem jak Chupito. „No tak, jestem przecież u Buni.”- przypomniała sobie. Po chwili pojawiła się starsza pani z talerzem pełnym przysmaków i kubkiem mleka.
-Czeka na ciebie pewien przystojny młodzieniec.- powiedziała do wnuczki.
-Czemu mnie nie obudziłaś?- jęknęła Vale.- Długo już czeka?
-Jakieś pół godziny. Sam prosił, żebym dała ci pospać.
Dziewczyna pospiesznie ubrała się i wsiadła na wózek. W jadalni siedział Tommy i zapałem wcinał ciasto. Na jej widok zerwał się z krzesła i zakrztusił. Bunia podeszła do niego i z całej siły walnęła w plecy. Mężczyzna aż podskoczył, ale udało mu się przełknąć niesforny kawałek placka.
-Bunia ma krzepę, nie?- zaśmiała się Valeria.
-O tak.- potwierdził chłopak, który po uderzeniu jeszcze nie doszedł do siebie.
-To milo z twojej strony, ze wpadłeś. Przepraszam, ze musiałeś na mnie tak długo czekać, ale czasami ciężko mi się obudzić.
Thomas jąkając się i czerwieniąc zaprosił Valerię na kolacje do swojego domu. Vale przyjęła jego zaproszenie, choć sama nie wiedziała, czy naprawdę tego chce. „On jest taki miły”- pomyślała.- „Nie mogę mu zrobić przykrości i odmówić.”
Matilde krzątała się przy kuchni, przygotowując śniadanie. Marcos przeglądał swój ulubiony brukowiec, mrucząc z niezadowoleniem.
-Kto wymyślił te bzdurne walentynki? Strata czasu i pieniędzy. Takie wyznawanie uczuć jest dobre dla pedałów.
Kobiecie zrobiło się smutno, ale wolała nie komentować wypowiedzi konkubenta, by uniknąć kłótni.
-Pospiesz się z tym żarciem! Siedzisz cały dzień na dupie i się rozleniwiłaś. Będę chyba musiał nauczyć cię dyscypliny. Gdy się baby nie bije, to jej wątroba gnije.- zaniósł się głośnym rechotem, wielce ubawiony swym żartem.
Kiedy wyszedł, Matilde usiadła i ukryła twarz w dłoniach. Czasami miała dość tego życia, chciałaby pójść daleko, gdzie ją oczy poniosą. Nie mogła jednak tego zrobić z uwagi na Carlita. Chłopiec potrzebował ojca. Ponure myśli przerwał czyjś ciepły dotyk. Jej synek objął ja swymi małymi łapkami.
-Nie bądź smutna, mamusiu. Pats, co zlobiłem dla ciebie.
Na nieco wymiętej kartce widniał rysunek- chłopiec i jego mama na tle wielkiego serca.
-Kocham cię.- wyszeptało dziecko.
Kolację z Tommym można było zaliczyć do udanych. Jego siostra była bardzo sympatyczna, tylko kilka razy, kiedy zwracała się do brata, zatrzymywała się w pół słowa. Może to był taki tik nerwowy? Thomas wręczył Valerii bukiet czerwonych róż, które stały teraz na stole w jadalni. Vale wolała nie trzymać ich w pokoju, bo Chupito był nimi żywo zainteresowany. Zadzwonił telefon.
-Cześć kurczaku.
-Freddy.- ucieszyła się dziewczyna.- Jak dobrze, ze dzwonisz.
-Wszystkiego najlepszego dla mojej malej Walentynki. Jak tam twój internetowy wielbiciel?- zapytał z ciekawością.
-Fajny.- odparła zdawkowo Vale.
-Tylko tyle?- zdziwił się Mercurio.- Czyżby z wrażenia zabrakło ci słów?
-Nie. to wszystko jest takie skomplikowane. Jest miły, przystojny, inteligentny, Bunia bardzo go polubiła. Niby wszystko w porządku. A czegoś jednak mu brak.
-Kurczak, coś ty się taka wybredna zrobiłaś? Trzeba było spalić twoje Harlequiny, to wszystko ich wina.
-Nie bądź taki ostry.- broniła się Valeria. – Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale wydaje mi się, ze Francisco z czata i Francisco z reala to dwie inne osoby.
-Ostrzegałem cię, ze przeniesienie relacji ze świata wirtualnego do realnego często wiąże się z pewnym rozczarowaniem.
-Możesz teraz powiedzieć „A nie mówiłem”- roześmiała się dziewczyna.
-I co planujesz? Wracasz?
-Nie. Lima bardzo mnie urzekła. Zresztą chce dać Francisco jeszcze jedną szansę.
-No, nareszcie mówisz rozsądnie. Kończę już, bo jutro rano lecę do pracy. Dobranoc i marchewka dla Chupe.
Francisco leżał u boku Niny. Seks jak zawsze był bardzo udany. Pod pretekstem wyjazdu uniknął również walentynkowego wyjścia z Aną Lucią, które ani chybi skończyłoby się kłótnią. Tak było prościej. Nikogo nie kochać, nie być od nikogo zależnym. Dlaczego więc poczuł się nagle taki samotny? Jakaś tęsknota za czułością i bliskością ścisnęła go za gardło. „Głupi jestem”- pomyślał ze złością.- „Miłość jest dla ludzi takich, jak Thomas. Ja nie potrafię przecież kochać. Taki mój mały defekt”. Odwrócił się na drugi boki patrzył w okno, oczekując na przyjście snu.
------------------------------
Odcinek siedemnasty
„Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami, grzesznymi…”
Przed obrazem przedstawiającym Chrystusa miłosiernego klęczała kobieta. Kurczowo ściskając w dłoniach różaniec, trwała pogrążona w modlitwie. „Boże, zmiłuj się nad tymi grzesznikami. Mój mąż i syn idą ścieżką zła, oddają pokłon Szatanowi, cudzołożąc z tymi nierządnicami. Ześlij karę na te lubieżnice, które ściągają ich na manowce. Niech stąpi na nie Twój słuszny gniew. Nie miej nad nimi litości, bo na to nie zasługują. Niech się smażą w piekle. Wszędzie tylko chuć, ruja i poróbstwo.”. Barbara Vallesteros, bo ona była tą kobietą, wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Na samo wspomnienie stosunku cielesnego robiło jej się niedobrze. Jak dobrze, że miała ta kapliczkę; miejsce, gdzie mogła być sam na sam z Bogiem, z dala od wszelkich grzesznych myśli i ludzi. Świat był taki plugawy. Starała się nie wychodzić z domu, aby nie natykać się na tych obleśnych, zadowolonych z siebie potępieńców.
Barbara znów to zrobiła. Zamknęła się w tej swojej twierdzy na długie godziny. Octavio wiele razy żałował, ze zgodził się na urządzenie tej przeklętej kapliczki. Kiedyś wydawało mu się to niegroźnym dziwactwem przyszłej żony. Dobre sobie. Modlitwa była jej obsesją, jedyną czynnością, której potrafiła się oddawać z namiętnością. Poza tym była zimna i oschła, patrzyła na wszystkich z góry. Miłość, która do niej czul, kiedy brali ślub, prędko ustąpiła miejsca znużeniu. Zaczął szukać pocieszenia w ramionach innych kobiet, aż w końcu zatracił się w tym bez reszty. Teraz już nawet nie odczuwał wyrzutów sumienia. Zasłużyła sobie na to, traktując go jak śmiecia. Żal mu tylko było Franca, który nie wyniósł z domu rodzinnego prawidłowych wzorców.
Ponure myśli dręczyły również panią Eugenię, aczkolwiek tyczyły się one zupełnie innej sfery życia. Stała właśnie przed lustrem i bez skutku próbowała zapiąć na sobie sukienkę. Jak to się mogło stać? Czyżby skurczyła się w praniu? Tak, to musiało być to. Ta wstrętna kobieta z pralni! Zdenerwowana, postanowiła zdjąć nieposłuszne ubranie. Niestety, suknia zaklinowała się na obfitych biodrach kobiety i nie chciała się ruszyć ani o milimetr dalej. Don Genaro wrócił do domu i zaczął szukać żony.
-Nie wchodź tu!- krzyknęła przerażona kobieta i zaczęła szamotać się z odzieżą. Rezultat był taki, ze straciła równowagę i klapnęła z hukiem na podłogę.
-Dosyć tego, wchodzę!- zdenerwował się mężczyzna. Zastał swą małżonkę leżącą pośród kupy ubrań wywalonych z szafy.
-Jenny, na miłość boska, co ty wyprawiasz?
-Tak sobie leżę i się opalam. Nie gap się tak, tylko pomóż mi wstać!- zakomenderowała pani Eugenia, próbując zachować resztki godności.
Kiedy don Genaro zrozumiał powód upadku swojej żony, wybuchnął śmiechem.
-No i czego się tak śmiejesz? Sukienka się skurczyła.- obraziła się kobieta.
-Chyba ty się trochę rozkurczyłaś.
-Phi, cóż za podłe insynuacje. Możesz już sobie iść, poradzę sobie sama
„Co za kobieta!”- mruczał pod wąsem mężczyzna, posłusznie opuszczając pokój.
-I nie waż się zajmować mi telewizora.- dobiegł go glos żony, zmagającej się z upartą materią sukienki.- Zbliża się pora mojej telenoweli i niech ci się nie wydaje, ze o tym zapomniałam.
-Nawet nie śmiałbym podejrzewać.- uśmiechnął się do siebie pan Pardofigeroa.
Vanessa siedziała w swoim pokoju i bez skutku usiłowała skupić się na książce. Matka wciąż się darła i robiła jakieś cyrki. „Czy ja nie mogę mieć normalnej rodziny?”- westchnęła.-„Istny dom wariatów. Dobrze przynajmniej, ze ta kaleka Vale wyjechała, nie musze oglądać jej uśmiechniętej buźki. Nic dziwnego, ze jest taka zadowolona, w końcu wszyscy wokół niej skaczą. Tylko ja nikogo nie obchodzę. No może Felipe, ale on się nie liczy.” Uderzyła kilka razy w ścianę, żeby nie zapomnieli o jej obecności i wróciła do przerwanej lektury.
Przy stole kuchennym dwie kobiety przeglądały oferty pracy w lokalnej gazecie.
-Gdy Marcos dowie się, ze szukam pracy, na pewno się wścieknie. Już teraz narzeka, ze źle zajmuję się domem.- zmartwiła się Matilde.
-Przestań słuchać tego durnia.- poradziła jej przyjaciółka.- Świetnie zajmujesz się domem, synkiem i tym darmozjadem.
-Nie mów tak o nim. Przecież zarabia na nasze utrzymanie.
-Kogo ty chcesz oszukać? Większość kasy przepija, a tobie zostawia nędzne grosze. Poza tym traktuje cię jak swoja niewolnicę. – prychnęła Rosario, sięgając po ciasteczko.
Matilde zwiesiła głowę. Dobrze wiedziała, ze przyjaciółka ma racje, tylko bała się głośno to powiedzieć.
-„Młoda, ładna kobieta poszukiwana do pracy w lokalu artystycznym. Czas pracy do uzgodnienia. Gwarantujemy wysokie zarobki.”- przeczytała Rosario.- To coś dla ciebie.- podała koleżance ogłoszenie.
--------------------------------------------
-
Odcinek osiemnasty
„Botoks party”
„Francesca Maria stała w promieniach zachodzącego słońca, a włosy rozwiewał jej wiatr. Wtem odwróciła się i ujrzała barczysta sylwetkę Marca Antonia. Mężczyzna podszedł do niej i ujął delikatnie jej drobną twarzyczkę.
-Ukochana.- wyszeptał.- Teraz już nic nas nie rozłączy. Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę trzymać cię w swoich ramionach.
-Ależ Marco Antonio.- zarumieniła się Francesca Maria.- Tak nie można. Jak ludzie nas ocenią? Przecież moja siostra odeszła tak niedawno.
-Nie obchodzi mnie to. Tak wiele musieliśmy przejść, zasłużyliśmy na szczęście.
Zdusił słowa protestu, które cisnęły się na jej wargi, namiętnym pocałunkiem. Ona zadrżała i poddała się jego ustom bez reszty.”
-Jakie to piękne.- Valeria otarła łzy i zamknęła książkę.
Prudencia Guillen popatrzyła na okładkę.
-„Zakazana miłość”- przeczytała.- Mogę pożyczyć?
-Jasne, Buniu. Ach, chciałabym przeżyć tak cudowną miłość.- westchnęła Vale -Czy to zdarza się tylko bohaterom książek?
-Nie, jeśli mamy oczy na swoim miejscu i potrafimy ją zauważyć.- odparła enigmatycznie starsza kobieta.
Valeria spojrzała na nią podejrzliwie.
-Chciałaś mi coś powiedzieć?
-Nie, nic. Po prostu wydaje mi się, ze nie doceniasz Francisca. Chłopak świata poza tobą nie widzi, a ty traktujesz go tak bez osobowo.
-Ja?- żachnęła się dziewczyna.- Jak to, bezosobowo? Przecież jestem dla niego miła i w ogóle.
-Miła i w ogóle.- powtórzyła pani Prudencia.- I w tym tkwi cały problem.
-Buniu, nie wiem, co próbujesz mi zasugerować, ale my jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przy- ja- ciół- mi i nic więcej.
Starsza pani uznała, ze nie ma sensu dłużej ciągnąć tej dyskusji. Miała tylko nadzieje, ze jej wnuczka sama zrozumie, co czuje do niej Francisco.
Ana Lucia jak zawsze była zła jak osa. Przywitała Franca nadąsaną mina, ale nie chciała mu wyjaśnić, o co się gniewa. Po długich namowach w końcu wybuchła.
-Co ty sobie wyobrażasz? Znikasz nie wiadomo gdzie na kilka dni, zapominasz o Walentynkach. Mogłeś chociaż zadzwonić. Wszystkie koleżanki w pracy chwaliły się swoimi prezentami i randkami, a ja musiałam kłamać, żeby nie wyjść na nieudacznika.
-Przepraszam. Dobrze wiesz, ze nie mam pamięci do dat. Poza tym, nie uznaje takich świąt. To dobre dla nastolatków, a nie ludzi w naszym wieku. W ramach przeprosin zapraszam cię do kina.
Kobieta zajrzała do eleganckiego terminarzyka.
-Niestety, dziś jestem zapisana na depilacje cukrową i nie mogę.
-A jutro?- nie ustępował mężczyzna.
-Juto robimy botoks party.
-Że co?- nie rozumiał Francisco.
-Normalnie. Umówiłam się z koleżankami i urządzamy spotkanie, na które przyjdzie lekarz. Będzie nam robił zastrzyki z kwasu botulinowego, w celu wygładzenia zmarszczek.
-Chyba tych na mózgu, bo innych nie widzę.- mruknął Franco.- Trudno, nie chcesz iść na randkę, twoja strata. Miłego kłucia.- dodał na odchodne.
Narada się skończyła. Cristina wróciła do swojego boksu i zdjęła szpilki. Jęknęła cicho, gdy jej oczom ukazały się krwawe otarcia. Co ja podkusiło, żeby kupować takie małe buty? Były bardzo ładne, to prawda, ale chodzenie w nich skazywało ją na wielkie męki. „Ciekawe, co tam u Vale”- pomyślała.- „Łajza jedna, jeszcze nie zadzwoniła, żeby opowiedzieć o swoim internetowym loverze. Musze ja przycisnąć, bo jej blog zyskał naprawdę dużą popularność, a naczelny jest zachwycony. Wszyscy są ciekawi końca tej historii.” Wzięła buty do ręki i na bosaka wyszła z redakcji. Z dwojga złego wolała narazić się na ciekawskie spojrzenia ludzi, niż cierpieć z powodu niewygodnego obuwia.
-Slicnie wygladas. Gdzie idzies, mamusiu?- spytał Carlito Matilde, która właśnie szykowała się do wyjścia. W ręku ściskała cv.
-Idę na zakupy.- skłamała. Bała się, ze chłopiec niechcący wygada wszystko Marcosowi, dlatego wolała nie mówi mu prawdy.
- Mogę iść z tobą?- prosił malec.- Kupis mi lizaka.
-Nie, kochanie. Nie mogę cię zabrać ze sobą.- odparła łagodnie kobieta.- Zaraz przyjdzie ciocia Rosario i będzie się z tobą bawić.
-Skoda.- chłopiec wygiął buzie w podkówkę.- Tylko wlacaj sybko i nie psechodź na celwonym świetle.
-Będę o tym pamiętała.- zaśmiała się Matilde. Pocałowała synka w czoło i wyszła, gdy do drzwi zapukała Rosario.
------------------------------
Odcinek dziewiętnasty
„Nie zgadzam się na koniec świata!”
Klub, do którego przyszła Matilde, był urządzony bardzo luksusowo, lecz mimo wszystko sprawiał doc. niepokojące wrażenie. „Nie czas na strach.”- pomyślała kobieta i z dusza na ramieniu podeszła do mężczyzny otoczonego wianuszkiem młodych kobiet.
-Szukam kierownika.- powiedziała nieśmiało.
-Kierownika, powiadasz.- brunet obrzucił ja taksującym spojrzeniem i uśmiechnął się obleśnie.- Masz szczęście, bo ja jestem tutaj szefem. Czyżbyś potrzebowała pracy?
-Ttak.- wyjąkała Matilde.- Przeczytałam ogłoszenie w gazecie i byłam w agencji pracy. Chciałabym tu pracować jako hostessa..
Mężczyzna zaśmiał się, a kobiety mu zawtórowały.
-Zabawna jesteś, wiesz? Myślałem, ze kobieta w twoim wieku powinna rozumieć, co kryje się pod pojęciem „hostessa”. To jest klub nocny, a nie promocja w supermarkecie. Ale widzę, ze masz niezłe warunki. Trochę cię podrasujemy i będziesz tancerką, jak się patrzy.
-Pan mnie obraza!- oburzyła się kobieta.
-Jaki pan? Mów mi Nacho. Zaręczam ci, gdy dostaniesz pierwsza wypłatę, nie będziesz już tak obrażona, prawda dziewczynki? 500 zielonych tygodniówki, co ty na to?
Pięćset dolarów. Dwa tysiące miesięcznie. Matilde zakręciło się w głowie od tej sumy. Marcos zarabiał 400 dolarów miesięcznie. Z drugiej strony ta praca była taka upokarzająca. Gdyby Marcos się dowiedział, zabiłby ja i tego całego Nacho.
-Czy, czy mogę to przemyśleć?- spytała.
-A myśl sobie, myśl, byle nie za dużo, bo to szkodzi urodzie.- zażartował Nacho. A teraz dziewczynki koniec przyjemności, wracamy do pracy.
Valeria, pogoniona przez Cris, postanowiła wybrać się do kafejki internetowej. Nie mogła tak zaniedbywać swojego bloga. Kiedy włączyła przeglądarkę, z przyzwyczajenia załogowała się na czat. „Czego ja tam szukam?”- spytała samą siebie. Ku jej zdziwieniu, Francisco był zalogowany.
Mutrista: Co ja widzę? Wciąż grasujesz na czacie.
Francisco79: Nie omieszkam zauważyć, ze ty tez, wiec jesteśmy kwita.
Mutrista: I tu mnie masz. Słaby ze mnie detektyw.
Francisco79: Za nisko się oceniasz. Hercules Poirot tez od czegoś zaczynał.
Mutrista: Nie wiedziałam, ze czytasz Christie?
Francisco79: Jasne, ze tak za to ty mnie zdziwiłaś, bo myślałem, ze lubisz tylko harlequiny
Muytrista: Przestań, złośliwcze ty wredny. Wszyscy mi wyrzucają zamiłowanie do tych niegroźnych książeczek.
Francisco79: Niegroźnych?! Powinni ich zabronić! Ty wiesz, ile niewinnych dziewcząt powiodły na pokuszenie?
Półtorej godziny, za które zapłaciła Vale, skończyło się w mgnieniu oka. Dziewczyna nie rozumiał, jak to możliwe, ze tak swobodnie rozmawia się jej z Franciskiem na czacie, a w realu czuje się jakaś skrępowana. Może to wina magii internetu? Ledwo zdołała skrobnąć krótką notkę na blogu, aby Cristina nie miała się o co czepiać.
-Jak to wyszła? Dlaczego pozwoliłaś jej samej opuścić mieszkanie?- pani Eugenia krzyczała do słuchawki, która jej matka trzymała w odpowiedniej odległości od ucha.
-Jenny, ile razy mam ci powtarzać, ze Vale jest już dorosła i nie można jej wciąż prowadzić za rączkę.
-Zobaczymy, czy będziesz tak spokojna, jeśli jakiś zbir w ciemnym zaułku ukręci jej głowę.- odparła złowieszczo mama Valerii.
-Podaj mi Genaro.- zakomenderowała pani Prudencia.
-A po co?- spytała podejrzliwie jej córka.
-Nie pytaj, tylko podaj. Musze mu coś powiedzieć.
Eugenia niechętnie oddala słuchawkę mężowi i stanęła tak, aby usłyszeć jak najwięcej.
-Dzień dobry mamo.- przywitał się Genaro.- Co znowu nabroiła moja żona?
-Ma szlaban na programy kryminalne. Przypilnuj, żeby ich nie oglądała, bo potem głupoty przychodzą jej do głowy.
-Nie ma sprawy. Sam uważam, ze jej szkodzą, bo potem roi sobie w głowie jakieś sensacyjne historie.
-Ja wszystko słyszę!- krzyknęła obrażona Eugenia.- Nie spiskujcie za moimi plecami! Własnej matce i mężowi nie można zaufać. Dobrze mówili w telewizji, zbliża się koniec świata i wszyscy będą stawali przeciwko sobie. Ale ja na to nie pozwolę!
-Żaden koniec świata nie odbędzie się bez zgody mojej małżonki.- skomentował don Genaro do słuchawki.
--------------------------
Odcinek dwudziesty
„Wiosenny wyścig”
W powietrzu czuć było wiosnę. Tęsknota za prawdziwą miłością ściskała Valerię za serce. Popatrzyła na Thomasa, który towarzyszył jej w spacerze. Obiektywnie rzecz biorąc, niczego mu nie brakowało. „To moja wina”- pomyślała skruszona-„Freddy ma racje, za dużo naczytałam się romansów i liczę na niewiadomo co. Może miłość tak właśnie powinna wyglądać?”
-O czym tak rozmyślasz?- spytał Tommy.
-O niczym ważnym.- odparła zakłopotana dziewczyna. –kto ostatni do tamtego drzewa, ten stawia obiad.- krzyknęła do mężczyzny i rozpoczęła wyścig.
Matilde obeszła jeszcze wiele zakładów pracy, sklepów i barów, lecz wszędzie zamykano jej drzwi przed nosem. Nikt nie chciał zatrudnić kobiety bez wykształcenia, doświadczenia w pracy i z małym synkiem. Poza tym musiała pracować w godzinach, w których Marcosa nie było w domu. Nie chciała kolejnych kłótni i wyzwisk. Ta praca w klubie byłaby dla niej manna z nieba. Wystarczyłoby kilka miesięcy, by uzbierać na szkole dla Carlita, potem mogłaby z tym zerwać. Chętnie poradziłaby się Rosario w tej sprawie, ale wstyd jej było przyznać się przed przyjaciółką. Niby nie miała robić niczego złego, ale mimo wszystko praca tancerki była trochę upokarzająca. Nie miała jednak wyboru, tu chodziło o przyszłość jej syna, a nie o jakieś widzimisię.
-Co to jest?- Barbara Vallesteros trzymała wyciąg z banku czubkami palców, jakby to była brudna skarpeta. - Na co wydałeś dwieście tysięcy dolarów?
-Nie twoja sprawa.- Octavio wyrwał jej papier z ręki.- Kto pozwolił ci grzebać w moich rzeczach?
-Dobrze wiem, ze kupiłeś coś jednej ze swoich d z i w e k.- wysyczała kobieta przez zaciśnięte zęby.- Niech ci się nie wydaje, ze pozwolę trwonić mój majątek na te twoje s z m a t y.
-A co? Zazdrosna jesteś? Gdybyś nie była taka świętoszkowatą dewotka, nie musiałbym szukać miłości poza domem.
Barbara wymierzyła mu siarczysty policzek.
-Szmaciarz! Spłoniesz w ogniu piekielnym, a ja będę na to patrzeć z wielka przyjemnością.
-Nie wątpię. Szczególnie, ze ty będziesz następna.
-Zamknij się grzeszniku, nie chcę słuchać twoich bluźnierstw. Do końca tygodnia masz mi oddać cala sumę, którą mi ukradłeś. Inaczej pójdę na policje.- zagroziła pani Vallesteros.
-Chyba żartujesz? Doniesiesz na własnego męża?- nie dowierzał Octavio.
-Nie rozśmieszaj mnie. Ty nie jesteś moim mężem. Jesteś Belzebubem.- splunęła ze wzgardą.- Pamiętaj, masz czas do końca tygodnia.- rzuciła w przestrzeń i opuściła gabinet.
-Przeklęta!- mężczyzna rąbnął pięścią w stół.- Skąd ja wezmę tyle pieniędzy?
Valeria prowadziła w wyścigu i co chwila oglądała się za siebie, aby sprawdzić odległość dzielącą ja od Thomasa. Nagle zamajaczyła przed nią czyjąś sylwetka. Próbowała zahamować, aż starła sobie naskórek na dłoniach, lecz nie uniknęła zderzenia z przechodniem. Mężczyzna wylądował na chodniku. Był bardzo przystojny i bardzo zły. Powoli wstał i zaczął otrzepywać się z piasku. Valeria nie przestawała go przepraszać. Po chwili dołączył do nich Thomas. Przystanął, wpatrując się w ofiarę Vale. Dziewczyna patrzyła to na jednego, to na drugiego. Tommy zmarszczył gniewnie brwi, po czym szybko przywołał na swoja twarz cokolwiek wymuszony uśmiech.
-Cześć, co za nieoczekiwane spotkanie.
-To wy się znacie?- zdziwiła się Valeria.
-Tak.- odparł z ociąganiem Thomas. Nie był przygotowany na taka sytuacje.
-Na imię mi Fra.. Frandeburg.- zająknął się Franco.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdumieniem.
-W życiu nie słyszałam o takim imieniu. Chyba nie jest hiszpańskie. Brzmi, jak wyciągnięte żywcem z jakiejś starogermańskiej sagi.- usiłowała zachować powagę, ale w oczach igrały jej wesołe ogniki.- Ja mam na imię Valeria, tak zwyczajnie.- wyciągnęła do Francisca rękę. Ujął ją i jakoś nie miał ochoty puścić. Thomas chrząknął ostrzegawczo i Franco cofnął niechętnie dłoń.
-Milo nam było cię spotkać, Frandeburgu, ale wybieramy się do kina i nie chcemy się spóźnić.- wycedził Tommy.- Do zobaczenia.
Vale pomachała Franciscowi na pożegnanie i posłała mu uśmiech, który rozświetlił jej twarz. Chłopak stal jak słup soli i przyglądał się oddalającej się parze.” Frandeburg”- pomyślał- „Chyba nie mogłem wymyślić bardziej idiotycznego imienia.”
-------------------------------
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 16:34 Temat postu: |
|
|
Odcinek dwudziesty pierwszy
Śpiący rycerz
Odkąd Valeria wyjechała do Limy, pani Eugenia zapałała gwałtowną miłością do programów informacyjnych. Zaraz po telenowelach przełączała na Noticias (Wiadomości) i z zapartym tchem nasłuchiwała, czy nie mówią przypadkiem o jej córeczce. Ilekroć padało słowo "kobieta" lub "dziewczynka", nieruchomiała z dziwną pewnością, iż rzecz tyczy się Vale.
-Jenny, nie widziałaś mojej gazety?- don Genaro wszedł do pokoju.
Odpowiedziało mu oburzone spojrzenie małżonki.
-Czy ty zawsze musisz pytać w nieodpowiednim momencie? Właśnie mówią o Vale.
Okazało się, że wiadomość dotyczyła osiemdziesięcioletniej staruszki.
-Szybko wyrosła ta nasza córka.- zażartował mężczyzna.
-Aleś ty zabawny, idź do kabaretu.- zgasiła go pani Eugenia.
Pan Pardofigeroa usadowił się na kanapie, ponieważ właśnie rozpoczynała się kronika sportowa.
Żona chwyciła za pilota i wyłączyła telewizor.
-Jenny!- jęknął tata Valerii.
-Nie dżenuj mi tu, proszę. Nie możesz cały dzień oglądać telewizji, bo wyczerpujesz prąd i powodujesz efekt cieplarniany. Czy chcesz, żeby nasza planeta się przegrzała i wybuchła?
Panu Genaro odebrało mowę.
Przez cały dzień coś nosiło Francisca i nie mógł usiedzieć w miejscu. Tłumaczył to piękną pogodą- grzechem byłoby w taki dzień kisić się przed komputerem czy telewizorem. Nie miał też ochoty na spotkanie z Aną Lucią-ostatnio każda randka kończyła się sprzeczką. Zostawił więc komórkę w domu, zabrał tylko odtwarzacz mp3 i ruszył przed siebie, w kierunku bliżej nieokreślonym. Jakież było jego zdziwienie, gdy po godzinie znalazł się w parku, w którym wpadła na niego Valeria...
Matilde z drżeniem serca myślała o nadchodzącym pierwszym dniu pracy. Zrobiła sobie delikatne pasemka (Marcos uznał, że wygląda jak ździra), wyprostowała włosy i zrobiła mocniejszy makijaż. Pragnęła się za nim ukryć, żeby nikt nie dostrzegł jej wstydu i upokorzenia. Nacho powitał ją przeciągłym gwizdnięciem.
-Fiu, fiu, niezła lala z ciebie. Musimy tylko cię seksownie ubrać, a zostaniesz naszą królową. Daisy, przynieś koleżance uniform.- klepnął w tyłek opaloną, mocno wydekoltowaną blondynkę.
Dziewczyna po minucie wróciła z czymś kolorowym, błyszczącym i bardzo skąpym. Matilde spojrzała na kawałek materiału z przerażeniem.
-No no, nie rób takich wielkich oczu.- uspokajał ją szef.- Facetom kopary opadną na twój widok. A, i pamiętaj- w pracy nie nazywasz się Matilde. To się kojarzy z jakąś starą panną. Od dziś jesteś Preciosa.
Bunia wysłała Valerię po zakupy, a ta oczywiście zapomniała po drodze połowę listy sprawunków. Rozpraszało ją słońce, śpiew ptaków i zapach kwitnących drzew. Postanowiła pojechać do parku i nazbierać sobie trochę kwiatków. Rozglądała się właśnie w poszukiwaniu stokrotek, gdy wśród trawy dostrzegła jakąś postać.
Ostrożnie podjechała bliżej. To był jakiś mężczyzna. Spał na brzuchu, dlatego nie mogła dojrzeć jego twarzy. Popukała go ostrożnie w ramię. Nieznajomy wymamrotał coś w stylu- "Jeszcze tylko pięć minut, mamo" i w najlepsze spał dalej. Vale zerwała źdźbło trawy i zaczęła go łaskotać w ucho. Efekt był natychmiastowy. Mężczyzna zerwał się na równe nogi, próbując strząsnąć z siebie robaka, którego poczuł w uchu. Spojrzał na Valerię zaskoczony.
-Ty...tutaj?- wyjąkał.
-Witaj Frandeburgu, śpiący rycerzu!- dziewczyna dwornie skinęła głową i zaniosła się śmiechem.
Blog Vale i cykl artykułów jemu poświęconych zyskiwały coraz większą popularność. Redaktor naczelny był zachwycony.
-Kobiety uwielbiają takie łzawe obrazki.
"Sam jesteś łzawy obrazek"- w duchu skomentowała poirytowana Cristina, patrząc na jego obwisłą, tłustą twarz i wąskie chytre oczka.- "W mojej siostrze nie ma niczego łzawego. Muszę do niej zadzwonić, bo ostatnio coś mało pisze o Franciscu na blogu. Czyżby coś było nie tak?"
---------------------------------
Odcinek dwudziesty drugi
Życie jak telenowela
-Nie wiem, jak to się stało. Usiadłem na trawie, było tak miło i ciepło...Potem pamiętam już tylko obrzydliwego robaka w uchu.- opowiadał Francisco.
-To nie był robak.- roześmiała się Vale.- Połaskotałam cię źdźbłem trawy.
-Niezła z ciebie sadystka. Już myślałem, że jakiś pająk postanowił zamieszkać w mojej małżowinie.
-Zawsze to jakieś życie wewnętrzne.- zażartowała złośliwie Valeria.
Franco rzucił w nią małym kamyczkiem.
-Śpiący rycerz robi się agresywny.
-Potrafisz wzbudzać silne emocje.- odparował Francisco.
-Wezmę to za komplement, Frandeburgu. A teraz pozwolisz, że nazrywam trochę zielska dla mojego Chupita? Nie wybaczy mi, jeśli wrócę z pustymi rękami.
-Pomogę ci.- zaoferował się Franco.
Tommy już od godziny czekał na Valerię w domu jej babci. Z nerwów zdążył już zjeść cały talerz ciasteczek, które pani Prudencia przezornie postawiła przed nim na stole. Ledwo powstrzymywał się od odebrania Chupito marchewki.
-Może jeszcze trochę pierniczków, młody człowieku?- zaoferowała starsza pani.
Thomas pokiwał pośpiesznie głową.
-Gdzież ona może być?- zastanawiał się głośno, pomiędzy jednym, a drugim kęsem.- Może coś się stało?
-Mówisz jak jej mama.- uśmiechnęła się babcia Vale.- Znam moją wnuczkę jak własną kieszeń i wiem, że wystarczy byle głupota, aby spóźniła się kilka godzin. Póki nie minęły dwa dni od jej wyjścia, nie ma się o co martwić.
-Może ja jej poszukam!- mężczyzna zerwał się z krzesła.
Pani Prudencia usadziła go z powrotem.
-Spokojnie - zgłodnieje, to wróci.
-Mamo, ale jestem głodna!- jęknęła Vale.- Zaraz zjem tę zieleninę dla Chupita.
-Chodźmy na hamburgera.- zaproponował Franco.
Valeria zmierzyła go surowym wzrokiem.
-Frandeburgu, to, że jesteś posiadaczem takiego imienia nie upoważnia cię do robienia śmietnika z naszych żołądków. Jeśli będziesz się tak odżywiał, to niedługo glutaminian sodu będzie wychodził ci nosem i oczami. Mam lepszy pomysł- chodźmy do mojej babci. Ona na pewno upichciła już coś pysznego.
Vanessa weszła, a właściwie wtoczyła się do domu akurat w trakcie trwania telenoweli. Zrzuciła buty, wykopując je do pokoju.
-Siema mamuśka.- krzyknęła w kierunku kanapy.
Pani Eugenia odruchowo ją uciszyła i chciała wrócić do przerwanego seansu, coś jednak jej nie pasowało. Z westchnieniem opuściła swój posterunek i podeszła do córki.
-Piłaś.- stwierdziła.
-A co, nie wolno mi? Jestem przecież dorosła - odparła Vanessa, prowokująco patrząc na matkę.
-Wolno pić, ale nie się upijać, szczególnie o tak wczesnej porze.
-Wolno, nie wolno, co mnie to obchodzi. Chciałam się nawalić i to zrobiłam. Wybacz, że nie jestem tak święta, jak Valeria.- dziewczyna usiadła, bo nie mogła już utrzymać się na nogach.
-Nessie, zrozum, każda z was ma własne życie i nie możesz cały czas zasłaniać się Vale. W telenoweli, którą właśnie oglądam, też był taki przypadek. Marisela, córka Fernandy i Manuela, który nie wie, że jest jej ojcem, ma przyjaciółkę Soledad, która jest biedna kwiaciarką, a jej chłopak maluje obrazy. Pewnego razu podczas kłótni Marisela...Vanesso, dobrze się czujesz?
Młodsza siostra Vale zrobiła się zielona na twarzy i już po chwili wymiotowała wprost na dywan, przy akompaniamencie przerażonych okrzyków matki.
--------------------------------
Odcinek dwudziesty trzeci
„Co na to ludzie powiedzą?”
Zbliżał się moment pierwszego występu Matilde. Kobiecie żołądek podchodził do gardła- miała ochotę zmyć makijaż, zerwać z siebie te szmatki i uciec jak najdalej. Na wycofanie się było już jednak za późno. Jakaś lekko wstawiona dziewczyna podeszła do niej, popatrzyła ze zrozumieniem i podała butelkę:
-Masz, napij się, będzie ci łatwiej. Też to przechodziłam.
Matilde nieufnie spojrzała na flaszkę. Zawsze starała się unikać alkoholu- miała do niego wstręt przez wiecznie pijanego Marcosa.
-Teraz zapraszamy na scenę nowego seksownego kociaka, Preciosę. Gwarantuje, że rozpali was do szaleństwa.- zza kurtyny dobiegł ją głos Ignacia.
Mężczyźni zaczęli skandować jej pseudonim. Kobieta sięgnęła po podana jej butelkę i pociągnęła solidnego łyka. Alkohol był wstrętny, ale po nim przyjemnie zaszumiało w głowie, a stres stał się jakby mniejszy…
Ana Lucia cały dzień nie mogła dodzwonić się do Franca. Wyglądało na to, iż mężczyzna zapomniał o przyjęciu, na którym miał jej towarzyszyć.
-Na pewno zrobił to specjalnie.- powiedziała ze złością. -Zawsze powtarza, że nudzą go moje koleżanki i ich rozmowy o urodzie. A o czym niby maja rozmawiać, o polityce? Wiadomo, że kobieta musi być piękna, inaczej facet szybko znajdzie sobie nową.
-Sądzę, że przesadzasz.- odrzekła z powątpiewaniem Mariana.- W życiu liczy się coś więcej, niż piękna buzia i zgrabne nogi.
-Tak, wielki biust.- zripostowała Ana.- Kochana, żyjesz w nierealnym świecie. Czas się obudzić. Mężczyźni, którzy zwracają uwagę na charakter, istnieją tylko w bajkach i telenowelach. Zresztą nieprzypadkowo nawet brzydula Betty zmienia się pod koniec w piękność. O nie, już siedemnasta!! Za trzy godziny party, a Francisco wciąż się ukrywa. Pojadę do jego domu, może jego mama wie, gdzie może się podziewać.
-Może powinnaś odpuścić.- zaproponowała przyjaciółka.
-Nie ma mowy, wyjdę przed koleżankami na stara pannę. I tak się ze mnie śmieją, ze Franco ociąga się tak z oświadczynami.
-Any, nie możesz wciąż przejmować się opiniami znajomych. To twoje życie i nikt nie będzie wyznaczał ci, kiedy jest odpowiedni czas na zaręczyny czy małżeństwo.
-A co ty możesz o tym wiedzieć.- prychnęła dziewczyna.- Znajdź najpierw faceta, potem pogadamy.
Tommy coraz bardziej się niecierpliwił. Robiło się coraz później, a Valerii ani widu, ani słychu. Powolutku miał już się zbierać, gdy drzwi otworzyły się. Najpierw wjechała Vale, a za nią…
-Co ty tu robisz?- spytał zaskoczony i zły Thomas.
-Jaki miłe powitanie.- zaśmiał się sucho Franco.- Mam nadzieję, ze nie przeszkadzam.
-Buniu, poznaj Frandeburga.- Vale przedstawiła chłopaka babci.- Uratowałam go przed porażeniem słonecznym.
-Jestem z ciebie dumna.- Bunia pogłaskała Valerię po głowie.- A teraz siadajmy do stołu, bo obiadek stygnie.
-Chodźmy umyć łapy, bo jest tam pewnie mnóstwo zarazków.- Val pociągnęła Franca do łazienki. Tommy siedział przy stole i zaciskał dłonie na szklance, a starsza pani przyglądała mu się badawczo.
Barbara Vallesteros kończyła właśnie modlitwę, gdy do kapliczki ktoś zapukał. W drzwiach pojawiła się głowa służącej.
-Mówiłam, ze nie ma mnie dla nikogo!- zdenerwowała się kobieta.
-Ale..- młoda dziewczyna zaczęła się jąkać.
-No wykrztuś wreszcie o co chodzi!
-Przyszła panienka Ana Lucia.
-Na co czekasz, zaprowadź ja do mojego gabinetu.- rozkazała Barbara.- Ta służba jest taka nieporadna.- westchnęła.
Po kilku minutach (nie mogła pozostawić niedokończonej modlitwy), kobieta udała się do swojego pokoju. Podeszła do dziewczyny i w powietrzu ucałowała ja w oba policzki.
-Jak miło cię widzieć, co cię tu sprowadza?
-Szukam Francisca.- odparła Ana. – Cały dzień nie mogę się z nim skontaktować, a za dwie godziny mamy przyjęcie.
-Współczuję ci, mój mąż jest taki sam. Od czasu do czasu lubi sobie przepaść jak kamień w wodę.- zamyśliła się na chwile.- Już wiem, zadzwoń do tego, jak mu tam, Tony’ego?
-Thomasa.- podpowiedziała dziewczyna.
-No tak, nie mam pamięci do imion. Może on będzie wiedział, gdzie szlaja się mój synalek.
Ana Lucia popatrzyła ze zdziwieniem na matkę swojego narzeczonego. Nie spodziewała się takich słów w jej ustach.
-Na co czekasz?- zaczęła ja ponaglać przyszła teściowa.- Chyba nie chcesz iść na przyjęcie sama? Wyobraź sobie, co ludzie będą gadali…
Brunetka pospiesznie wykręciła numer Tommy’ego.
------------------------
[b]Odcinek dwudziesty czwarty[/b]
„Ja tak tego nie zostawię!”
Tommy i Franco razem opuścili dom babci Vale. Ledwo zdążyli się trochę oddalić, gdy Thomas zaatakował przyjaciela.
-Odczep się od Vale, zrozumiałeś?
-Ale o co ci chodzi?
-Nie udawaj, doskonale wiesz, co mam na myśli.- zezłościł się Tommy.- Nie spotykaj się z nią więcej, nie rozmawiaj z nią. Ona jest moja.
-O ile dobrze wiem, to na razie z nią nie chodzisz, więc nie rozumiem, jakim prawem rozporządzasz jej osobą.- stwierdził zimno Francisco.
-Takim prawem, że jestem w niej zakochany i chce ją uczynić szczęśliwą. Ty już miałeś swoja szansę i z niej nie skorzystałeś. Teraz jest już za późno
-Myślisz, ze będzie szczęśliwa, gdy dowie się, ze ja okłamujesz? Na tym chcesz budować wasz związek?
-Moralista się znalazł. Nie zapominaj, że to ty pierwszy ja oszukałeś. Chciałeś się tylko zabawić jej kosztem.- przypomniał mu Tommy. Wtem zadzwoniła jego komórka.
-Cześć Ano. Tak, jest ze mną, chcesz z nim porozmawiać?
-Twoja ukochana.- mężczyzna podał Franco słuchawkę i z posępną radością obserwował przyjaciela, wijącego się wśród gradu wymówek.
Na stole leżały porozrzucane kredki i kartki papieru. Carlito właśnie próbował namalować swoja mamę, ale wciąż coś mu nie wychodziło.
-Juz wiem.- powiedział w końcu i uniósł paluszek do góry.- To dlatego, ze nie ma mamy, musę na nią pocekać.
W chwile potem do domu weszła Matilde, siadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach. Chłopczyk podbiegł do niej i pogłaskał po głowie. Kobieta spojrzała na niego smutnymi oczami i dala mu buziaka.
-Bzydko pachnies.- Carlito skrzywił się i zatkał nos. – Tak jak Malcos, gdy psychodzi z placy i na wsystkich ksycy. Tez będzies ksyceć?
-Nie, kochanie.- uspokoiła go matka i zaczęła szukać w torebce gumy do żucia. – Pamiętaj, nie mów Marcosowi, że wychodziłam, bo będzie zły. Dobrze?
Chłopiec pokiwał ze zrozumieniem głową.
-Skąd wytrzasnęłaś tego Frandeburga? – spytała z ciekawością Bunia po wyjściu mężczyzn.
-To przyjaciel Francisca, niedawno przewróciłam go w parku, a dziś znów spotkałam go w tym samym miejscu, śpiącego na trawie.
-To na pewno jego przyjaciel? Wydawało mi się, ze Franco niezbyt ucieszył się na jego widok.- powątpiewała starsza pani.
-Naprawdę? Zdziwiła się Vale- Ja nic takiego nie zauważyłam.
-Pod latarnia najciemniej.- mruknęła do siebie Prudencia Pardofigeroa.
-Mówiłaś coś?- Valeria ocknęła się i spojrzała na babcię.
-Nic, nic. Sądzę tylko, że powinnaś uważać na tych dwóch, bo przeczuwam nadciągające kłopoty…
Tommy wrócił do domu w podłym nastroju. Po drodze kupił kilka piw i od razu otworzył jedno z nich.
-Zamierzasz pić do lustra? – zapytała Sonia.
-Możesz nie zadawać głupich pytań? Jestem wściekły i nie mam ochoty na pogaduszki.
-Coś się stało? – zaniepokoiła się siostra.
-Ten dupek Franco zaczął podwalać się do Vale. Najpierw nią wzgardził, a teraz chce mi ją sprzątnąć sprzed nosa.
Tym razem to Sonia się zdenerwowała.
-Jak to, przecież uciekł z lotniska i zostawił ją samą? Coś ci się musiało pomylić! Ona nie może się mu podobać, przecież jest kaleką!
-Nie mów tak o niej.- Thomas zaczął bronić Vale.- Valeria jest wspaniałą kobietą i nie pozwolę jej obrażać.
-Przepraszam, uniosłam się.- tłumaczyła się Sonia - Zaskoczyła mnie ta wiadomość. Tak czy owak, musisz walczyć o tą dziewczynę. Jeśli tylko będę mogła, na pewno ci pomogę.
-Dziękuję za dobre chęci, ale poradzę sobie sam.- Tom trochę się uspokoił.- Nie zostawię Valerii Francowi.
Nie mógł już wytrzymać. Musiał, po prostu musiał spotkać się z Patricią, ale jak miał się u niej pojawić z pustymi rękami. Jego piękna Patty, której oczy błyszczały jak gwiazdy, na widok zabytkowych, drogocennych przedmiotów. Wciąż łudził się, ze pewnego dnia zabłysną tak dla niego. Tak bardzo pragnął miłości, której nie zaznał ze strony swojej żony. Teraz na samą myśl o niej przechodziły go dreszcze. Przerażająca, zimna kobieta.
---------------------------
Odcinek dwudziesty piąty
„Być jak Adela Noriega”
Ścieżka, wydeptana przez panią Eugenię w pokoju, spokojnie doprowadziłaby ją do księstwa Monako. Niezrozumiała ruchliwość kobiety zaczęła już działać na nerwy jej mężowi.
-Jenny, może sobie usiądziesz, nie zmęczyłaś się trochę? – zaproponował nieśmiało.
Jego małżonka spojrzała na niego błędnym wzrokiem i niezrażona kontynuowała wędrówkę.
-Kochanie, odpocznij sobie – powiedział nieco głośniej. – zaraz wydepczesz dziurę w dywanie.
Kobieta nadal nie reagowała.
-Eugenio, na miłość boska, przestań tak chodzić, bo zaraz oszaleje – zdenerwował się w końcu pan Genaro.
-Czy ty się musisz zawsze tak drzeć? – naskoczyła na niego żona. – Nie jestem głucha. Martwię się o Vale.
-O co tym razem? – spytał zrezygnowany mężczyzna.
-Rozmawiałam z Bunią. Czy wiesz, że nasza córka spotyka się z dwoma mężczyznami? Ona chyba oszalała. Przecież jeden z nich może być zboczeńcem, a drugi łowcą posagów.
-Vale nie ma posagu. – wtrącił don Genaro.
-Czepiasz się drobiazgów. – pani Eugenia machnęła lekceważąco ręką. – naucz się dostrzegać rzeczy istotne, zamiast zatrzymywać się na szczegółach.
Jej mąż w milczeniu przyjął tą lekcję życia.
-Zapamiętaj – podwójny mężczyzna, podwójne zagrożenie. Muszę ostrzec moja córkę, zanim powiedzą o niej w kronice kryminalnej. O Jezu! – krzyknęła nagle kobieta, z wzrokiem utkwionym w ściennym zegarze.
-Co się stało? – zawtórował jej przerażony nagle mąż.
-Zapomniałam, ze przesunęli Wiatry miłości na drugą czterdzieści pięć. Teraz nie dowiem się, czy Leonela ma znamię w kształcie rogalika z dżemem.
Jaśniejący monitor komputera po raz kolejny przykuł Francisco do komputera. Adres czata wklepał się praktycznie bez udziału jego świadomości. Chwilka oczekiwania i… Vale nie było. Mężczyzna był zły sam na siebie. Po kiego grzyba właził na ten głupi czat?! Przecież ta dziewczyna nie była dla niego. Źle się wyraził – ona go po prostu nie interesowała. Thomas miał rację, nie powinien się z nią spotykać, skoro i tak nie mógł jej niczego nie zaoferować. Może oprócz przyjaźni. Jakiej znów przyjaźni, może takiej przyjaznej litości. O tak, to było to dziwne uczucie, które wzbudzała w nim Valeria. Współczucie. Franco już miał się wylogować z czata, gdy nagle dostał wiadomość od Panna Valeria.
Panna Valeria: Czy jesteś na mnie zły?
Francisco79: Zły? Nie, no co ty, dlaczego pytasz? Widzę, ze zmieniłaś nicka.
Panna Valeria: Ta Muytrista już mnie wkurzała, czułam się jak jakaś telenowelowa płaczka, coś w stylu Adeli Noriegi.
Francisco79: . A skąd te pierwsze pytanie?
Panna Valeria: A, już nieważne <zawstydzony>
Francisco79: Dobra, dobra, ty coś ukrywasz. <podejrzliwy>
Panna Valeria: Ja? <niewiniatko> Nic, zupełnie nic.
Francisco79: Sama tego chciałaś. Jeśli mi nie powiesz, porwę Chupita.
Panna Valeria: Jesteś potworem.
Francisco79: Wiem i jestem z tego dumny. <zadowolony>
Panna Valeria: Niech ci będzie <wzdycha>. BuniamipowiedziałażebyłeśniezdowolonyboprzyszłamzFrandeburgiem.
Francisco79: Możesz wolniej, oczy mnie rozbolały.
Panna Valeria: Bunia mi powiedziała, ze byłeś niezadowolony, bo przyszłam z Frandeburgiem.
Francisco79: Cóż za pomysł. Dlaczego miałbym być niezadowolony, w końcu to mój kolega.
Panna Valeria: Tez tak jej powiedziałam, ale wiesz, jakie są babcie. Wszędzie węszą melodramatu. Chociaż i tak moja Bunia nie jest tak groźna, jak mama. U mamy ta cecha ulęgła groźnej mutacji.
Francisco79: Brzmi intrygująco. Chętnie bym ją poznał.
Panna Valeria: Panie, przebacz mu, bo nie wie co mówi. Ty to chyba jesteś jakimś masochistą. Musze już kończyć, bo pan z kafejki stuka mnie w ramię.
Francisco79: Do zobaczenia, Panno Valerio.
Panna Valeria: Papapa.
-------------------------
Odcinek dwudziesty szósty
Tlochę małych kaltecek.
Wieczorem Valeria wracała sama z kafejki internetowej. Rzadko zdarzało jej się samotnie przemierzać ulice Limy, gdyż zazwyczaj towarzyszył jej Francisco. Dopiero w samotności potrafiła w pełni dostrzec urok tego miasta. Prawdziwe Miasto Królów, jak nazywano je, gdy Francisco Pizarro wraz z konkwistadorami skolonizował te tereny, wybijając autochtoniczna ludność inkaską. Vale zawsze fascynowało Imperium Inków – ich kult słońca, wysoki poziom wiedzy w zakresie medycyny i astronomii. Było coś magicznego w tej wymarłej kulturze, coś, co rokrocznie przyciąga tłumy turystów do Machu Picchu. Opuszczone miasto Inków, znajdujące się w wysokich partiach Andów, nie było niestety dostępne dla dziewczyny poruszającej się na wózku inwalidzkim, mogła jedynie snuć marzenia, czytając relacje podróżników i oglądając zdjęcia. Kiedy dziewczyna w końcu dotarła do domu, usłyszała babcie rozmawiającą z kimś przez telefon:
-I wtedy ta sprzedawczyni powiedziała mi „Może się pani wypchać tymi grosikami!”. No mowie ci, straciłam panowanie nad sobą i myślałam, że ją zdzielę torebką. O, wróciła nasza zguba – podała wnuczce telefon. Valeria spojrzała na nią z przerażeniem.
-To Cristina – uspokoiła ja Bunia.
-Hej Cris! – przywitała się Val.
-Cześć siostra, co ty się tak nie odzywasz? Mama się ciągle martwi i wydzwania.
-Domyślam się – mruknęła dziewczyna. Tak jakoś czasu nie miałam ostatnio.
-Pewnie się obściskiwałaś ze swoim amantem – wyraziła przypuszczenie Cristina.
-No wiesz co? – oburzyła się Vale. – Te twoje Cosmo ci w głowie chyba poprzewracało, zboczona dziewucho.
-Tylko nie zboczona! – zaprotestowała dziennikarka. – A propos Cosmo, to może skrobnęłabyś jakiegoś posta na blogu, bo czytelniczki nie dają mi żyć, wciąż ktoś dzwoni i pyta o ciąg dalszy.
-O rany! – jęknęła Vale. – Po co ja ci się dałam namówić na to szaleństwo?
-Siostra, gdzie twoja żądza przygody? Będziesz miała o czym wnukom opowiadać.
-O ile wcześniej nie padnę na zawal przez ciebie. Poza tym lepiej się nie chwalić nikomu taka głupotą.
-Dobra, wstrętny kłapouchu, kończę już i za dwa dni chce widzieć na blogasku nowa notkę, zrozumiano?
-Yhm – potaknęła zrezygnowana Vale.
Korzystając z nieobecności Marcosa, Matilde przeliczała zarobione pieniądze. To był jedyny plus tej pracy – płaca była naprawdę ładna. Nie rekompensowała jednak upokorzenia i wstydu, jaki czuła, wchodząc każdorazowo na scenę, czując na sobie wzrok i ręce tych obleśnych facetów, wciskających jej za stanik pomięte i przepocone banknoty. Powtarzała sobie zawsze wtedy „nie jesteś Matilde, tylko Preciosa” i to trochę pomagało. To i butelka czegoś mocniejszego. Gdyby nie alkohol, nie byłaby pewnie w stanie pokazać się tym wszystkim ludziom. Ktoś niepostrzeżenie podszedł do Matilde i dotknął jej pleców. Kobieta podskoczyła przestraszona i zaczęła ukrywać pieniądze.
-Co tam chowas, mamusiu? – spytał zaciekawiony Carlito.
-Nic, kochanie – odparła jego mama.
-Widziałem – nie dawał za wygraną chłopiec. – Psewlacałaś jakieś kaltecki.
-To były takie karteczki dla dorosłych ludzi,
-Aha. A ja mogę dostać taką kalteckę? Namaluję na niej klokodyla.
-Wiesz, może lepiej poszukamy ci innej kartki, krokodyl nie zmieściłby się na mojej – zaproponowała Matilde. Na przyszłość powinna być bardziej ostrożna, gdyż gdyby na miejscu jej syna był Marcos, mogłoby się to skończyć bardzo źle.
Felipe był zaskoczony, widząc swoja dziewczynę w dobrym humorze. Zdawało mu się, że wiecznie niezadowolony wyraz twarzy już na zawsze przyrósł na stałe do jej oblicza. To było aż podejrzane. Vanessa jak gdyby nigdy nic podeszła i pocałowała go w policzek.
-Co mi się tak przyglądasz? – zapytała w końcu.
-A nic, tylko tak dawno nie widziałem cię uśmiechniętej, zapomniałem prawie, jaka jesteś śliczna – chłopak przytulił ją mocniej.
-Czyli bez uśmiechu jestem brzydka? – Nessie odsunęła się od niego i zmarszczyła brwi.
-Nie to chciałem powiedzieć – Felipe zaczął się tłumaczyć.
-Ty wiecznie mówisz coś, czego nie chcesz powiedzieć, weź się ogarnij – doradziła suchym tonem Vanessa. – Czemu otaczam się takimi beznadziejnymi ludźmi? – spytała retorycznie.
„A mogło być tak miło” – pomyślał zmartwiony mężczyzna.
-------------------------------------------
Odcinek dwudziesty siódmy
Księżycowe spotkanie
Księżyc świecił prosto w okno Vale. Dziewczyna przewracała się z boku na bok, lecz na próżno. W końcu wsiadła na wózek i podjechała do okna. Spojrzała na lśniącą tarczę księżyca, a potem opuściła wzrok. Przetarła oczy, myśląc, że ma jakieś omamy. Nie, to naprawdę on. Pod jej oknem, oparty o drzewo, stał Frandenburg. Zauważył dziewczynę i pomachał do niej. Valeria nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Założyła sweter, przygładziła dłońmi rozczochrane sprężynki na głowie i cichcem wymknęła się z domu. Jako nastolatka opanowała takie wymykanie się do perfekcji – wózek nigdy nie stanowił przeszkody, by jak kamfora zniknąć sprzed nieco wścibskiego nosa ukochanej mamusi. Jadąc winda, Vale zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze robi i już prawie chciała się wracać, kiedy przypomniała sobie słowa Cris: „Siostra, gdzie twoja żądza przygody?”.
Francisco nie potrafił zrozumieć, co go tak nagle naszło na rozmowę. W środku nocy, leżąc u boku swojej narzeczonej, poczuł się nagle bardzo samotny. Patrzył na śpiącą Anę jak na zupełnie obcą osobę – mimo tylu lat spędzonych u jej boku tak mało o niej wiedział. Tak naprawdę ciężko było z nią poważnie porozmawiać i już dawno zaniechał takich prób. Ją trzeba było wielbić, nieustannie zapewniać o swej miłości, służyć za elegancki dodatek na przyjęciach. Kiedyś od rozmów był Tommy, ale ostatnimi czasy wyrósł między nimi mur i Franco nie miałby odwagi zwrócić się do przyjaciela z prośbą o spotkanie. Valeria. Ona jedna potrafiłaby go zrozumieć. Nie znał jej dobrze, ale ufał jej; w zagadkowy sposób poruszała te ludzkie struny w jego wnętrzu, które zawsze starał się wyciszać.
Vale nie spytała Franco, dlaczego przyszedł – po prostu podjechała do niego. On tez zrobił w jej kierunku kilka kroków i tak trwali w milczeniu, patrząc na siebie. W końcu Valeria uśmiechnęła się i czar milczenia został przełamany.
-Widzę, że nocą twoje sprężynki robią się jeszcze bardziej szalone – zażartował Franco. Coś go kusiło, aby dotknąć włosów Vale, ale wiedział, ze nie powinien.
-One prowadzą nocne życie i wtedy przejmują nade mną kontrolę. Widzę, że nie tylko mi księżyc przeszkodził w śnie.
-Nawet nie pomyślałem, ze to wina księżyca. Valerio, powiedz mi, co o mnie sądzisz, ale tak szczerze?
Dziewczyna stropiła się i spojrzała na niego poważnie.
-Trudno mi ciebie oceniać, bo tak krotko się znamy. Wydaje mi się, ze jesteś wrażliwym facetem, ale te wszystkie emocje, które masz w środku, są w jakiś sposób powstrzymywane. Tak, jakbyś się bał samego siebie i uczuć, które mogą w tobie drzemać.
Francisco patrzył na nią, jakby głęboko analizował jej słowa. W końcu spytał:
-Myślisz, ze można to jakoś zmienić? Mi się wydaje, ze ja nie potrafię po prostu czuć, jakby mi brakowało osprzętu odpowiedzialnego za ten proces.
-Podejdź do mnie – poprosiła Vale.
Mężczyzna posłusznie podszedł i przykucnął kolo wózka dziewczyny.
Valeria zamknęła mu dłonią oczy i zaczęła go delikatnie głaskać po twarzy. Wodziła palcami po jego powiekach, policzkach. Serce Franca bilo jak oszalałe. Otworzył oczy i spojrzał na Valerię. Ich twarze dzieliło dosłownie kilka centymetrów. Tak bardzo chciał ja teraz pocałować, była taka śliczna, słodka i najbliższa ze wszystkich istot na świecie. Czuł, jak drżą jej dłonie – złapał je i przyciągnął do swoich ust. W oczach Vale pojawiły się łzy.
-Czujesz? – wyszeptała.
Francisco skinął głową.
-Widzisz – dziewczyna uśmiechnęła się lekko, w jej oczach wciąż lśniły łzy. – Niczego ci nie brakuje, tam w środku.
-Dziękuję, Valerio. Dobrze, że ten księżyc tak świeci dziś w nocy.
Val zarumieniła się. Nagle usłyszeli jakby otwieranie okna.
-Ja może już pójdę, bo jak Bunia się obudzi, będę miała przechlapane – rzuciła szybko. – Dobrej nocy, Frandenburgu.
-Dobranoc dziewczynko – pożegnał ją Franco.
Wielkie lustro zatrzymało Valerię w przedpokoju. Przystanęła przed nim i usiłowała w mroku dostrzec swoja twarz. Ostatni raz tak świadomie przeglądała się gdy miała kilkanaście alt. Od tego czasu nigdy nie zwracała uwagi na to, co odbijało się w gładkiej tafli. Teraz zaczęła przyglądać się swej twarzy, próbując zobaczyć ja oczami Frandeburga. Wciąż czuła dotyk jego ust na swych dłoniach, te uczucie odbierało jej oddech. Tak bardzo chciała, żeby ją wtedy pocałował. Bunia wygramoliła się z łóżka i spytała wnuczki:
-Wszystko w porządku, kochanie?
-Tak, Buniu – odpowiedziała Vale i poszła do swojego pokoju, wiedząc, że dziś już na pewno nie zaśnie.
Odcinek dwudziesty ósmy
Elektroniczna smycz
Komórka była tym dobrem elektroniki, z którym Valeria uporczywie walczyła wiele lat. Jej mama usilnie próbowała namówić córkę do sprawienia sobie telefonu, jednakże dziewczyna głucha była na te prośby. Zbyt dobrze wiedziała, czym może grozić posiadanie elektronicznej smyczy. Oczyma wyobraźni widziała samą siebie, nękaną na każdym kroku przez mamę za pomocą tego złowrogiego urządzenia. Teraz nie wiedziała co zrobić. Bunia postanowiła obdarować swoją wnuczkę nowiutkim, multimedialnym telefonem komórkowym, wraz ze starterem.
-Dopóki Eugenia się nie dowie, nic ci nie grozi – starsza kobieta uspokajała dziewczynę.
-Obyś miała racje, babciu. Jeśli mama pozna mój numer, jestem stracona.
-Głowa do góry. Będziesz mogła smsować ze swoim absztyfikantem.
-Absztyfi-co? – zdziwiła się Vale.
-Za moich czasów tak się mówiło na adoratora – wyjaśniła Bunia.
-To brzmi jak coś do jedzenia – roześmiała się wnuczka.
Rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
-Coś mi mówi ze to twój „coś do jedzenia” – rzuciła babcia i popędziła do drzwi.
Serce Valerii na chwilkę drgnęło, ale zaraz usłyszała głos Francisca i poczuła lekki zawód.
„Cóż ja sobie głupia myślałam?” – skarciła się w duchu i przywołała na swoją twarz uśmiech.
-Właśnie dałam panu Francisowi twój numer – pochwaliła się Bunia.
-Babciu! – oburzyła się Vale. – Ile razy ci mówiłam, żebyś nie bawiła się w swatkę, bo mi głupio.
-Dobrze wiesz, kochanie, że mam sklerozę i musisz mi dużo wybaczać – stwierdziła pani Prudencia z miną niewiniątka, strzelając oczami w kierunku Thomasa.
-Bunia jest paskudną szelmą – szepnęła Valeria do mężczyzny. – Tak naprawdę ma lepsza pamięć od nas, tylko tak udaje.
-Franco jest ostatnio jakiś dziwny – stwierdziła Ana Lucia, wklepując sobie maseczkę.
-A co takiego dziwnego robi? – spytała Mariana.
-Myśli.
-Wcześniej tego nie robił? – zdziwiła się dziewczyna. Trochę śmiać się jej chciało, ale wolała nie rozdrażniać przyjaciółki.
-Myślał, ale nie tak. To znaczy, myślał, ale tak zwyczajnie, jak każdy z nas. Teraz zaczął się zamyślać, zadawać jakieś dziwaczne pytania. Czasami nie mam pojęcia, o co mu chodzi i wolę udawać, że nie dosłyszałam albo szybko zmieniam temat.
-O co pyta? – Mariana była już porządnie zaintrygowana.
-No na przykład o moje marzenia niematerialne. Albo co bym zrobiła, gdyby został mi dzień życia. Ostatnio spytał mnie, co o nim myślę. Co to kogo obchodzi w ogóle? – Ana wzruszyła ramionami.
-Widocznie jego obchodzi. Wydaje mi się, że twój chłopak po prostu dojrzewa – tłumaczyła jej przyjaciółka.
-Chyba trochę za stary jest na to. Wiesz, co jest najgorsze?
-Nie mam pojęcia.
-Zaczął czytać książki i jeszcze mnie do tego namawia. Jakby mi nie wystarczyły te, które musiałam czytać w szkole. Od książek psują się oczy i kręgosłup się garbi.
-Oj nie przesadzaj, ja tam lubię czytać. To poszerza horyzonty myślowe i wzbogaca wewnętrznie.
-Raczej ogłupia – prychnęła Ana i zaczęła zmywać wacikiem twarz.
Valeria dostała od siostry tekst po francusku do tłumaczenia i siedziała zawalona słownikami i podręcznikami gramatyki. Lubiła tą pracę, gdyż wgryzanie się w tekst miało dla niej zawsze coś z pracy detektywa. Śledziła poszczególne słowa, łączyła tropy w logiczne zdania, przyglądała się im z różnych stron. Smsy od Thomasa trochę ja dekoncentrowały, ale nie chciała być niemiła i cierpliwie odpisywała na każdy z nich. Właśnie łamała sobie głowę nad jakimś dziwacznym związkiem frazeologicznym, gdy po raz kolejny usłyszała znajomy dźwięk.
-Czegóż on znowu chce? – powiedziała do siebie, zniecierpliwiona.
„Witaj, księżycowa dziewczynko. Dasz się skusić na herbatkę dziś wieczorem? Bez glutaminianu sodu ” – przeczytała i poczuła, że robi się jej gorąco.
Odcinek dwudziesty dziewiąty
Bokserki w misiaczki
Matilde krzątała się po kuchni, przygotowując kolacje, a Marcos przyglądał jej się badawczo. W końcu kobieta miała już dość jego wzroku.
-Dlaczego tak się na mnie patrzysz? – zapytała.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
-A co cię to obchodzi? Jesteś moja babką i mogę patrzeć, ile mi się chce. Ukrywasz coś przede mną?
-Skąd ci to przyszło do głowy? – Matilde starała się zachować spokój.
-Posłuchaj, mała dziwko, niech tylko się dowiem, że kombinujesz coś za moimi plecami – Marcos złapał ja mocno za ramię. – Nie pozwolę, abyś robiła mnie w konia, rozumiesz? Odpowiadaj, jak do ciebie mówię! – zaczął ją potrząsać.
-Puść mnie – poprosiła Matilde. – Toboli.
-Dopiero będzie cię bolało – zagroził Marcos i rozluźnił uchwyt.
Matilde usiadła na łóżku i zaczęła płakać. na jej ramionach widoczne były czerwone ślady potężnych dłoni konkubenta. Z podwórka przybiegł Carlito i podszedł do matki, chcąc jej dać buziaka.
-Dlacego płaces? – spytał zmartwiony.
-Nie plączę, synku, to tylko mucha wpadła mi do oka – kobieta otarła łzy wierzchem dłoni.
-Nieplawda, to pses tego bałwana – odparł chłopiec. – Polozmawiam z nim.
Matilde mimowolnie uśmiechnęła się i przytuliła synka.
-Kochanie, dziękuję za pomoc, ale poradzę sobie sama. Chcesz kanapkę?
-Z dżemem – oczy Carlita rozbłysły.
Nadchodził wieczór. Thomas siedział przed telewizorem i oglądał program informacyjny. Dołączyła do niego Sonia, po kilku minutach zaczęła ostentacyjnie ziewać.
-Aaaale to nudne. Może lepiej zaproś gdzieś Vale.
-Chyba trochę za późno – powątpiewał jej brat.
-Przecież nie macie dwunastu lat. Powinieneś być bardziej spontaniczny, kobiety to lubią.
-Bo ja wiem… – Tommy wciąż nie był przekonany.
Sonia złapała jego komórkę, odnalazła w książce telefonicznej numer Vale, wcisnęła klawisz połączenia i podała telefon bratu.
-Witaj Vale. Tak sobie myślałem, ze może wybralibyśmy się dzisiaj… Jesteś zmęczona? Rozumiem, przepraszam, ze zakłócam odpoczynek i dzwonie tak późno. Nie, nie, wszystko w porządku, nie przejmuj się mną. Życzę dobrej nocy –mężczyzna rozłączył się i odłożył komórkę. - Widzisz, to nie był najlepszy pomysł – powiedział z wyrzutem do siostry.
-Nie wiem, jak ona mogła zrezygnować z randki z takim wspaniałym facetem, jak ty – prychnęła Sonia.
-Czasami się boje, ze Valeria wymknie mi się z rak – Thomas zwiesił głowę. – Robię co mogę, ale ona wciąż traktuje mnie jak brata, a nie mężczyznę. Nie chcę wyjść na natręta.
Wieczór pachniał liśćmi i odległym wspomnieniem lata. Valeria zadrżała lekko i otuliła się mocniej sweterkiem. U wylotu alejki ujrzała jego – z rękami w kieszeniach, słuchawkami w uszach zbliżał się do niej nieuchronnie. Znowu zadrżała, tym razem nie z powodu chłodnego wiatru.
-Coś mi się wydaje, panno Valerio, ze niezbyt ciepło się ubrałaś – uśmiechnął się Francisco i zaczął ściągać z grzbietu polarową bluzę, odsłaniając przy okazji swój umięśniony brzuch i górę bokserek w misie. Dziewczyna wybuchła na ten widok śmiechem.
-Nigdy nie widziałaś faceta zdejmującego bluzkę? – zdziwił się Franco.
-Nigdy nie widziałam takich słodkich bokserek w miski – odparła Vale, dusząc się ze śmiechu.
Chłopak zaczerwienił się i podał dziewczynie polar.
Valeria ubrała się prędko.
-Gdzie idziemy, do jakiejś knajpy? – spytała, przyczesując nieposłuszne sprężynki.
-Mam inny plan – odparł Franco, uśmiechając się tajemniczo.
-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
casaa
Moderador
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 3087
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Barcelona Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 22:37 Temat postu: |
|
|
Chupito rulez
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 22:44 Temat postu: |
|
|
jest idolem w swiecie kroliczkow, czytajacych @morka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
casaa
Moderador
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 3087
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Barcelona Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 22:49 Temat postu: |
|
|
wyszło trochę na to, jakoby świat króliczków czytał @morka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 12.11.2008, Śro, 23:15 Temat postu: |
|
|
ano czyta, czyta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pinia.
Conocido
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: New York Płeć:
|
Wysłany: 30.11.2008, Nie, 14:03 Temat postu: |
|
|
Jakiego ślicznego króliczka ma Valeria .Bliźniak tego co mam w podpisie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 30.11.2008, Nie, 14:44 Temat postu: |
|
|
hehe, rzeczywiscie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Notecreo
Administrator
Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 10516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 48 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: 13.11.2009, Pią, 02:51 Temat postu: |
|
|
Odcinek trzydziesty
Mleko z miodem lekarstwem na wszystko
soundtrack
[link widoczny dla zalogowanych]
Valeria nigdy wcześniej nie widziała oceanu nocą. Fale lśniły fosforyzująco w świetle księżyca, piasek wydawał się niemal biały. Francisco wyciągnął z plecaka koc i rozłożył na jednej z wydm. Vale zastanawiała się, jak ma na nim usiąść, kiedy mężczyzna pochylił się na nią, wziął na ręce i ostrożnie ułożył na kocu. Później zaczął grzebać z plecaku i wyciągnął z niego termos oraz nieco wymięte kanapki.
–Zero gluta sodu – zapewnił.
Dziewczyna zaczęła się śmiać.
–Widzę, że przeszedłeś na jasną stronę mocy. A co masz w tym termosie?
–A co, jak nie herbatę? Miała być przecież księżycowa herbatka, nie pamiętasz? – odparł chłopak, patrząc z nieskrywaną przyjemnością na roześmianą Valerię. Była taka śliczna i taka ciepła. Vale pod jego spojrzeniem zaczerwieniła się i przestała śmiać. Nie rozumiała, dlaczego zawstydzały ją spojrzenia Frandenburga, ale takich chwilach najchętniej schowałaby się do mysiej dziury. Spuściła wzrok i zaczęła przyglądać kanapce.
–Nie smakuje ci? – spytał zaniepokojony Francisco.
–Jest pyszna – odpowiedziała szybko Valeria. – Powiedz mi, czym właściwie zajmujesz się na co dzień, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żebyś mi o tym opowiadał.
Francisco się zamyślił, bo tak naprawdę to nic nie robił. Niby pracował w firmie, ale rzadko tam bywał, czasem pomodelował tu i ówdzie. Większość czasu spędzał przed komputerem lub na randkach, ale przecież nie mógł tego powiedzieć Valerii.
–Jestem nauczycielem – wypalił.
Oczy Valerii zrobiły się okrągłe jak dwa spodki.
–Naprawdę? Nie wyglądasz mi na nauczyciela. A czego uczysz?
–Fizyki – rzucił bez zastanowienia Franco.
–Wow, dla mnie fizyka zawsze była czarną magią – powiedziała Valeria z podziwem.
„Dla mnie też” –pomyślała mężczyzna.
–Skoro jesteś fizykiem, to na pewno też znasz się na astronomii. Poopowiadaj mi o gwiazdach – poprosiła Valeria.
„No to się wkopałem” – przeraził się Francisco, ale postanowił robić dobrą minę do złej gry. Położył się na kocu i polecił dziewczynie zrobić to samo.
–To jest gwiazdozbiór…Krowy – pokazał trzy gwiazdy.
–Nie widziałam, że jest taki gwiazdozbiór – zdziwiła się Vale.
–Został niedawno odkryty – stwierdził Franco. – Tutaj widzimy mgławice Dromedy.
–A nie Andromedy?
–Mgławica Dromedy to taki podzbiór mgławicy Andromedy – Francisco lekko się zestresował. – A wiesz, co to za gwiazda?
–Chyba Polarna?
–Masz zapóźnione informacje- ta gwiazda to Valeriozaurus – zażartował Franco.
–Chyba Frandenburgozaurus – Vale rzuciła w niego resztką kanapki.
–O ty, kto to słyszał, rzucać jedzeniem w profesora? Za karę będziesz siedzieć w kącie.
–Jeśli znajdziesz tu jakiś kąt, to proszę cię bardzo – Vale spojrzała na mężczyznę zadziornie.
Francisco zaczął się rozglądać, niby w poszukiwaniu kata, po czym zrobił zmartwioną minę.
–Masz racje, nie ma tu żadnego. W takim razie będę zmuszony cię… zagilgotać.
Tymi słowy chłopak rzucił się na Valerię i, nie zważając na jej piski, zaczął ją łaskotać. W ferworze walki sturlali się z koca i nałykali trochę piasku. Po chwili Francisco zorientował się, ze właściwie leży na dziewczynie. Ich twarze znajdowały się tak blisko, ze czuł jej oddech. Patrzył w jej wielkie oczy i miał ochotę ja całować, całować. Wystarczyło kilka centymetrów. Nagle oprzytomniał, wstał i otrzepał się z piasku.
–Chyba powinniśmy już wracać – rzucił obojętnym tonem.
Valeria nie miała siły, aby cokolwiek z siebie wydusić, więc tylko pokiwała głową.
Drogę powrotna przebyli w kompletnym milczeniu, każde z nich pogrążone we własnych myślach. Pożegnali się bez słów. Valeria wciąż zastanawiała się, czy zrobiła coś nie tak. Wprawdzie nie miała zbyt wielu doświadczeń z mężczyznami, ale w tamtym momencie wydawało jej się, że Francisco chce ja pocałować, i nagle się wycofał.
–Chupito, może ty mi doradzisz, w końcu jesteś facetem – dziewczyna zwróciła się do swojego króliczka, który przechylił główkę i popatrzył na swoją panią.
–Wiesz co, jak to się jakoś martwię – pani Eugenia kręciła się niespokojnie w łóżku.
–A to coś nowego – odparł z przekąsem don Genaro. – A nie mógłbyś się jakoś pomartwić jutro?
W odpowiedzi zona zerwała z niego kołdrę.
–Serce matki mi podpowiada, że Vale wpakowała się w kłopoty.
–Moim zdaniem serce matki powinno już spać.
–A może do niej zadzwonię? –pani Pardofigeroa aż usidla na łóżku z emocji.
–To nie jest najlepszy pomysł, Jenny – Genaro ostudził zapał żony. – Valeria na pewno już śpi.
–Ja w jej wieku nigdy nie spalam o tej porze – przypomniała sobie matka Vale. – Miałam takiego narzeczonego, Victora, przystojny jak ten Rodrigo z „Kwiatu miłości”. Zawsze nocą wymykałam się z domu i chodziliśmy na potańcówki. Niestety, po jakimś czasie okazało się, że Victor ma żonę i dwójkę dzieci. Wyobrażasz sobie. A jeśli Vale ma romans z żonatym? – zaniepokoiła się kobieta.
–Jeśli nawet ma, to nic na to nie poradzisz.
–Aha, a więc jest ci wszystko jedno, co się dzieje z nasza córką. Może od razu ja wydaj za jakiegoś bogatego starucha. – Zagniewana pani Pardofigeroa zaczęła spychać męża z łóżka.
–Inny, co ty wyprawiasz? – spytał zaskoczony pan Genaro.
–Nie mogę spać w jednym łóżku z takim materialistą jak ty. Idź na kanapę.
–Ale ja nie… – protestował mężczyzna, spadając z tapczanu.
–Masz za swoje wstrętny materialisto! – Eugenia rozpostarła się na łóżku w taki sposób, że jej mąż był zmuszony udać się na wygnanie do salonu.
Vale włączyła muzykę i zgasiła lampkę nocną, starając się zasnąć. Jednak gdy tylko zamykała oczy, przypominała sobie pewna scenę z plaży. Nagle usłyszała pukanie. Szybko wsiadła na wózek i podjechała do drzwi. Otworzyła je i stanęła oko w oko z Franciskiem. Mężczyzna bez słowa wziął ja na ręce, po czym zaczął ja całować. Najpierw delikatnie całował jej oczy, policzki, usta, potem jego pocałunki stały się coraz bardziej gwałtowne i namiętne. Valeria czuła fale gorąca, które przebiegały przez jej ciało. Wtem usłyszała głos babci:
–Vale, co to za przeciąg?
Fransisco usadził Valerię z powrotem na wózku, pocałował na pożegnanie i uciekła pędem po schodach.
Bunia wygramoliła się ze swojego pokoju.
–Dziecko, czemu siedzisz w samej koszuli nocnej przy otwartych drzwiach? Przeziębisz się.
–A nic, babciu, tak sobie chciałam pooddychać.
Starsza pani podeszła do wnuczki i przyłożyła jej rękę do czoła.
–Chyba masz gorączkę. Marsz do łóżka, a ja zrobię ci mleka z miodem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|